rej w pierwszej chwili nie poznał. Ale jej nagły okrzyk: „ojcze“ rozproszył jego wątpliwości...
Jak małe dziecko Stasiek Lipa schwycił Anielę w objęcia i obsypywał gorącymi pocałunkami. Zapomniał w tej chwilj o zemście, którą jej zaprzysiągł w duszy. I poczuł się zaraz sam, jakby odmłodzony.
Uradowany Stasiek Lipa nie wiedział, gdzie posadzić córkę. Zaglądał jej w oczy, z których wiał smutek. Jej blade lica były dowodem wielu cierpień przebytych. Oboje porozumiewali się bez słów. Aniela całowała jego umęczone czoło, szepcząc z pokorą:
— Ojcze, już nigdy więcej...
— No, już dobrze... dobrze... cicho.. — uspakajał ją i jednocześnie nie pozwalał wyspowiadać się, jakby się bał jej słów i tego, co mogłoby ewentualnie nastąpić...
Był szczęśliwy, że odzyskał dziecko i, z nadmiaru radości, gotów jej był wszystko wybaczyć...
Nazajutrz rozmowa potoczyła się na temat Janka. Aniela przyznała ojcu rację, że on nie jest dia niej.
— Jeżeli przysięgniesz mi, że zerwałaś z nim i ze światem podziemnym, wyjedziemy razem zagranicę.
Stasiek Lipa utkwił wzrok w twarzy córki, która teraz jakby się zmieniła. Aniela rozmyślała o Janku, kory teraz wypłynął w jej wyobraźni. I poczuła w sercu, wezbranym miłością, tęsknotę. Już zapomniała o nienawiści, która nurtowała w niej jeszcze tak niedawno. Śladu nie było po żądzy zemsty, którą zapałała do niego. Teraz gotowa była mu przebaczyć.
— O czym teraz myślałaś? — zapytał ostro ojciec.
Aniela, jakby przebudzona ze snu wymusiła na sobie uśmiech. Chciała coś powiedzieć dla uspokojenia ojca, ale Stasiek Lipa zorientował się, że ten uśmiech jest sztuczny.
— Myślałaś o nim! Chcę wiedzieć prawdę!
Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/81
Ta strona została skorygowana.