Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/85

Ta strona została skorygowana.
ROZDZIAŁ VI

Na największym dancingu w Warszawie panował niebywały ruch, niby w wielkiej hali dworcowej.
Zegar wybił północ.
Auta luksusowe sprowadzały coraz nowych gości, żądnych zabawy, którym wypchane portfele udo stępniały zabawę, uciechy i rozkosze wielkomiejskie.
Jeden ze stolików zajmowali Krygier i Janek. Dwie uszminkowane panie, które siedziały nieopodal „strzelały“ do nich oczyma...
Myśl Krygiera kołowała dokoła innej sprawy... Lubił w takich wypadkach obserwować, jak inni się bawią.
Janek siedział nachmurzony. Od czasu rozstania z Anielą opadła go melancholia. Nie mógł sobie miejsca znaleźć. Teraz pojmował, co to jest miłość i że dla Anieli byłby gotów skoczyć w ogień i wodę. Myśląc o Anieli, Janek obserwował jedną z tych dwóch elegantek, które upatrzyły sobie jego i Krygiera za obiekt dzisiejszej zabawy...
Janek spróbował odgadnąć w myśli zawód jednej z tych pań o połyskujących paznokietkach i zadecydował, że to musi być manicurzystka. Nie omylił się. Poprosił ją do tańca.
Pary kołysały się w takt muzyki, niby drzewa za podmuchem wiatru. Masa ludzka na parkiecie robiła wrażenie pływającej gromady. Krygier zdążył zauważyć, że Janek „płynie“ obok eleganckiej damy...
Naraz rozległ się krzyk kobiecy:
— Moja brylantowy kolia!....
Orkiestra umilkła. Dyrektor kabaretu nakazał zamknięcie wszystkich drzwi na klucz. Pary tańczące zaczęły rozchodzić się do stolików Janek z ukłonem pożegnał partnerkę i zbliżył się do Krygiera. Obaj porozumieli się wymownym spojrzeniem.