Strona:Urke-Nachalnik - W matni.djvu/89

Ta strona została skorygowana.

Regina wzięła go za rękę i uśmiechając się kokieteryjnie, powiedziała:
— Uspokój się... Pewnie zaraz nadejdą.. Co się stało? nie poznaję cię!
Uśmiechała się doń. Zalecała. Była w nocnej piżamie. Wołkowowi ona już oddawna wpadła w oko. Co prawda po wsypie z „zimną kokotą“ poprzysiągł sobie, że nie zbliży się do żadnej kobiety... Ale od tego czasu upłynęło już tyle tygodni... A Regina go kusiła. Przez chwilę udawała, że nie widzi jego pożądliwych spojrzeń. Zza rąbka piżamy dojrzał jej białe ciało. Drgnął.
Regina działała na zimno. Uznała, że teraz jest najodpowiedniejsza chwila, by....
Skierowała się do przyległego pokoju z zamiarem ubrania się, ale Wołkow porwał ją w swoje ramiona.
— Co się z panem dzieje? — zawołała surowo.
— Podobasz mi się dziś!
Regina zarumieniła się, ale przemocą zwolniła się z jego objęć i usiadła na vis a vis.
Przez kilka chwil milczała, jakby się nad czymś zastanawiała. Jej zgrabne nóżki, które wsunęła do aksamitnych pantofelków nocnych. nierównomiernie uderzały o dywan, działając Wołkowowi na nerwy. Naraz wstała, by wyjść z pokoju.
Wołkow schwycił ją za rękę. Poczuł, jak przytuliła jego rękę do piersi. Krew uderzyła mu do głowy. Jeszcze silniej przytulą ją do siebie. Był w jej objęciach igraszką...
— Za kogo mnie pan uważa? — Wyślizgnęła mu się z rąk. — Przecież nie jestem „zimną kokotą“.
— To widzę — odparł Wałków cynicznie.
Dzwonek u drzwi przerwał im rozmowę. Wołkow, zdenerwowany z powodu przeszkody podszedł do drzwi, by je otworzyć, ale Regina odciągnęła go.
Do pokoju weszła „zimna kokota“ nawpół nie-