doleciało nawet kilka nieprzychylnych uwag pod moim adresem:
— Co ten „smoluch“ tak się mądrzy? Pierwszą noc pracował, a już gra fetniaka.
Udałem, że nie słyszę i spytałem starszego celi, gdzie moje łóżko i gdzie mam położyć manatki.
Starszy celi, który należał do arystokracji, biorąc się pod boki i z godnością zapytał:
— Za co ty siedzisz?
— Za kradzież, — odparłem, dumnie rozglądając się po obecnych, poczem dodałem: — Ja już nie pierwszy raz siedzę. Nawet już miałem wyrok w Niemczech i odkiwałem go.
Na moją odpowiedź wszyscy ci, którzy grali w domino, wybuchnęli śmiechem, a jeden z nich, który dotychczas stal spokojnie przy stole i przyglądał się grającym, zawołał do starszego celi:
— Daj mu tam miejsce przy „kancelarji“, to akurat dla niego, kiedy jest taki dobry złodziej. — Wskazał przytem palcem na próżne łóżko przy samym klozecie.
Wszystkiego się spodziewałem, ale nie tego, że mi dadzą miejsce przy klozecie. Wiedziałem o tem dobrze, że to jest w więzieniu bardzo ubliżające. Drżąc ze złości, że mnie coś podobnego mogą powiedzieć, zawołałem:
— Jestem złodziej z krwi i kości! — A chcąc im zaimponować, posunąłem się jeszcze dalej i oświadczyłem: — Ojciec mój umarł w katordze, matka także była złodziejką, więc chyba należy mi się lepsze miejsce, niż przy „paraszce“.
Teraz wszyscy, nawet ci, co spali, pobudzili się, usiedli na łóżkach i przypatrywali się zaciekawieni, co to będzie.
Starszy celi, po raz drugi pokazując mi miejsce, krzyknął:
— Idź, psiakrew, połóż się tam, gdzie ci mówię, bo dostaniesz w nos. Pewno koniowi śniadanie ukradłeś i przyszedłeś do Mokotowa grać złodzieja, a do więzienia przyszedłeś bosy, jak pies. Ładny mi złodziej...
Zrozumiałem teraz, że bierze mnie za mojego wspólnika, którego widział przez okno, idącego ze mną boso do przebrania. Wiedziałem też, że za tę obelgę muszę się z nim pobić, bo inaczej naprawdę potraktują mnie jak frajera; więc, nie namyślając się długo, skoczyłem do bicia.
Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/107
Ta strona została przepisana.