Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/117

Ta strona została przepisana.

Nie zdążył powiedzieć więcej, gdyż otrzymał silny cios w twarz. Wszyscy zerwali się z miejsc, gotowi do bójki. Kilku stanęło po stronie Dyrdy, a reszta była przeciw niemu. Tam ten śmiałek po otrzymaniu ciosu zerwał się z podłogi; w ręku jego zabłysnął nóż. Kto wie, do czegoby doszło, gdyby nie dozorca oddziałowy, który na odgłos groźnych okrzyków przybiegł i wpadł do celi.
— Jazda do cholery, co wy tu robicie! Ja wpuściłem do was gości, a wy chcecie się tu lać? Wychodź! Już was tu niema, psiakrew...
Wypchnął z celi tego gościa, który spowodował bójkę. Grubas pożegnał się ze mną i także opuścił celę, mówiąc do mnie:
— Bądź spokojny, Nachalniku. Ja tu powiedziałem, kim jesteś i krzywdy ci tu już nie zrobią. Jak będziesz potrzebował załatwić na lewo „gryps“, to daj mi znać, ja dla ciebie wszystko zrobię.
Po wyjściu gości z celi Dyrda jeszcze wygrażał, a dozorca rozkazał natychmiast położyć się do snu.

Praca na piekarni była ciężka, jednakże chętnie pracowałem, szukając w pracy zapomnienia o wszystkiem, co mi dolegało. Za pracę otrzymywałem funt czarnego chleba; z tego połowę posyłałem zawsze Szoferowi, który pracował już na ślusarni i który z dnia na dzień mizerniał w oczach. Jedzenie chleba na piekarni było surowo wzbronione. Groziło za to straszne przestępstwo kilka kar naraz. Werkmistrz piekarni w randze starszego dozorcy, był to mężczyzna wysokiego w zrostu, tęgi, o zrośniętych brwiach, wąskich wargach i haczykowatym nosie, z dużemi rudemi wąsami groźnie opuszczonemi wdół. Był zawsze milczący i sztywny, — prawdziwy typ i charakter, jakich wymaga posada dozorcy w więzieniu.
Dozorca dodany mu do pomocy miał za zadanie patrzeć wciąż na więźniów, czy nie poruszają ustami i czy broń Boże nie jedzą chleba. Dozorca ten utykał na jedną nogę, a oczyma jak kot rzucał na wszystkie strony. Czasami nawet jego oczy przybierały kolor oczu kameleona. Udawał, że patrzy w zupełnie innym kierunku, a gdy więzień tylko