Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/134

Ta strona została przepisana.

nika i zabiera mu ostatnie spodnie? Mnie samego z żoną okradziono w dwunastym roku, zostawiając nas w bieliźnie. Do dziś dnia nie mogę przyjść do siebie po tej kradzieży, To, co ja zapracowałem przez długie lata, zapewne zmarnowali za kilka groszy u pasera. Burżujów okradać, to co innego. Ileby mu złodziej nie zabrał, zawsze mu jeszcze więcej pozostanie. Kamienice, majątki ziemskie, — żaden złodziej nie potrafi tego skraść i zabrać ze sobą. Zresztą jak kraść, to kraść jak należy. Kilkadziesiąt tysięcy marek to rozumiem, a nie tam jakieś podarte spodnie u robotnika. Albo ci złodzieje co okradli bank Landaua w Warszawie, — to rozumiem. Takim złodziejem to się opłaci być. Tam miljonów pieniędzy wcale brać nie chcieli. Zabierali tylko brylanty, złoto i drogie kamienie, nic więcej. To był mądry kawał, — zakończył i aż mu ślinka z ust pociekła.
Pomyślałem sobie w duchu: Tadek był lepszym znawcą ludzi niż ja, gdy mówił, że każdy człowiek, a nawet policjant i klawisz da się zblatować, tylko trzeba wiedzieć, jak wymacać jego słabą stronę. Wszystko się wówczas zrobi. Postanowiłem teraz przystąpić do rzeczy i robiąc tajemniczą minę i mądry wyraz twarzy, zacząłem:
— Panie werkmistrzu, przekonany jestem, że pan jest mądrym człowiekiem. Mam też wielką tajemnicę i wahałem się, czy ją powiedzieć panu, ale teraz przekonałem się, że mogę mówić.
Popatrzyłem na niego pytającym wzrokiem, a on pociągnął mnie za sobą do dyżurki, rozglądając się odruchowo po piekarni i po oknach, zapewne by zbadać, czy czasami ktoś nie patrzy na nas.
— Możecie ze mną o wszystkiem mówić, nie obawiając się wcale, — mówił cichym, łagodnym, zbyt łagodnym głosem.
— Panie werkmistrzu, — szepnąłem mu niemal do ucha, stając na palcach, gdyż był olbrzymiego wzrostu. — Może pan stać się bogaczem odrazu, jeśli pan zechce. Mogę panu dać tyle miljonów, ile pan chce.
Pan werkmistrz zaczerwienił się bardzo, utkwił we mnie oczy, poczem ujął mnie za ramię i tak silnie przycisnął, że zląkłem się, już myśląc, że jest on z nów w urzędowej skórze.