Józkowi nie trzeba było tego dwa razy powtarzać. Otworzył gębę od ucha do ucha i po chwili chleb znikł, że nawet śladu nie zostało.
Wszyscy byli uradowani, że nasz pan jest w tak dobrym humorze. Różnie sobie to tłumaczyli. Zapewne sobie dziś łyknął, — mówi jeden. Stara musiała mu tej nocy dobrze dziachnąć, — dodał drugi. Tylko ja jeden znałem przyczynę dobrego humoru pana werkmistrza, z czego doprawdy czułem się dumny.
Gdy przyszliśmy do celi, było już dawno po południu. — Zdałem raport Tadkowi, poczem zjadłem obiad i udałem się z lekkiem sercem i pełnym żołądkiem na spoczynek.
Wieczorem wtajemniczeni zaszyli się w kąt celi, omawiając każdy szczegół wyprawy. Głównym organizatorem był, jak już wiadomo, Tadek. Głosem rozkazującym wskazywał każdemu zosobna jaką funkcję ma wykonać. Wszyscy słuchaliśmy go bez słowa sprzeciwu. Coprawda niebardzo zaimponował mi swojemi fachowemi wskazówkami, jednakże nie chcąc mieć w nim wroga, przytakiwałem mu we wszystkiem.
— Ja się już tem zajmę, — rzekł z wyrazem wyższości, — aby się wszystko udało. Punktualnie o godzinie pierwszej w nocy Julek zrobi tak, żeby dynamo się zepsuło i światło elektryczne zgaśnie w calem więzieniu; a z resztą wiadomo wam już, co macie robić. A o której majster przyjdzie po ciebie? — zapytał mnie.
— Umówiłem się na wpół do pierwszej. Musicie wszyscy udawać, że śpicie. Nie chcę, aby się domyślał, że wy należycie do spółki.
— Dobrze, dobrze, — odparł Tadek. — Jeszcze dwie godziny czasu. Może zagramy w oczko, nie będzie nam się nudzić. Mogę wam pożyczyć forsy, — zwrócił się do nas, — a jak dziś zarobimy, to mi oddacie. No, kto chce forsy? — zawołał z miną Rotszylda.
Wyciągnął z kryjówki paczkę banknotów pochodzących także z kotłowni. Odliczył każdemu po trzydzieści dwudziestomarkowych banknotów i zasiedliśmy w ustępie do kart.
Karty były własnego oryginalnego więziennego wyrobu. Stemplowano karty własną krwią i smołą, którą często sma-
Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/141
Ta strona została przepisana.