nia zapełniła się groźnemi twarzami klawiszów. Przystąpiono do rewizji. Każdy z nas odrzucał od siebie zakazane owoce, jakie miał przy sobie. Jeden z więźniów rzucił do ciasta, które mieszałem, kilka banknotów. Po godzinnej rewizji klawisze z niczem poczęli się wynosić jeden za drugim z celi. Po ich wyjściu śmieliśmy się, że nic nie znaleźli i rzucaliśmy różne niepochlebne uwagi pod ich adresem.
Następnego dnia zawołano mnie do kancelarji więzienia. Stanąłem przed pomocnikiem naczelnika. Miałem nieczyste sumienie i inspektor D. odrazu to spostrzegł, to też patrząc na mnie dwuznacznie, uśmiechał się.
— Dużo macie pieniędzy? — zapytał mnie prosto z mostu. Zawahałem się jedną sekundę, poczem odparłem:
— O jakich pieniądzach pan inspektor mówi?
— No, te pieniądze z kotłowni. Dużo ich mieliście? Jestem bardzo ciekawy.
— Nie wiem o żadnych pieniądzach.
— Zato ja wiem, — odparł ironicznie inspektor i dodał: — Daremne wasze wykręty. Zaraz się przekonamy.
Po chwili skonfrontowano mnie z jednym z więźniów z naszej celi. Ten nietylko na mnie kapował, ale nawet nie wiem jakim sposobem kapował i na werkmistrza.
Nie chciałem się przyznać do niczego, inspektor więc kazał mi stanąć na korytarzu twarzą do ściany. Po całym korytarzu rozstawieni byli twarzą do ściany znani mi więźniowie; po kolei prowadzono ich na śledztwo. Śledztwo trwało dwa dni; ściągnięto również na nie werkmistrza. Postawiono nas naprzeciw siebie, jednakże nie chciałem się przyznać do niczego. U jednego więźnia znaleziono nawet stempelek, którym stemplowano serje na banknotach; palono bowiem i takie banknoty, na których nie było jeszcze numeru serji.
Inspektor próbował wydobyć ze mnie przyznanie się do winy to groźbą, to dobrocią, ale nic nie pomogło. Na wszystkie pytania odpowiadałem, że o niczem nie wiem i trzymałem się przy swojem, że jestem zupełnie niewinny.
Inspektor rozkazał mnie znów odprowadzić pod ścianę; jednakże po chwili wezwano mnie znowu. Przed inspektorem stał werkmistrz mieniąc się na twarzy. Zaraz od drzwi inspektor zawołał triumfująco:
Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/151
Ta strona została przepisana.