Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/154

Ta strona została przepisana.

nie odgniata ciało. Nogi z wyczerpania także odmawiają posłuszeństwa. Znów po kilkakrotnem uderzeniu twarzą o ścianę upadam na tapczan. Tym razem próbuję leżeć na brzuchu i tak zgorzkniały przymykam oczy. Głośne pukanie do drzwi karceru zmusza mnie do odezwania się. To dyżurny wali w drzwi abym się odezwał: sprawdza w ten sposób, czy jeszcze się nie powiesiłem. O, gdyby to można było tam uczynić, napewnobym to zrobił! Niestety ściany karceru są gładkie i niema na czem się zahaczyć.
Gdy dyżurny oddalił się i ucichły jego ciężkie kroki, zasnąłem.
Rano obudzony zostałem hukiem łóżek zamykanych z hałasem na piętrach przez więźniów. W stałem; wszystko mnie bolało. Powietrze było duszne nie do wytrzymania. Oddychałem ciężko. Wszystko dookoła mnie wydawało się złowróżbne. Ciemność boleśnie raziła oko. Trawiła mnie gorączka, tak że jednym łykiem wciągnąłem brudny dzbaneczek wody, który namacałem w kącie. Usiadłem po turecku na tapczanie i oczekiwałem, co poranek przyniesie. Byłem pewny, że śledztwo na tem się nie skończy.
Dla umilenia sobie nudnego czasu, dużo mówiłem głośno sam do siebie. Musiałem się wygadać, by sobie ulżyć, więc mówiłem do czterech ścian karceru. O, gdyby tak ściany karceru po więzieniach umiały przemawiać, — one jedne tylko słyszały szczere narzekania i jęki ludzkie...
Około dziewiątej rano podano mi porcję chleba i wody. Korytarzowy odpalił mi nieznacznie drugą porcję chleba. Zabrałem się do jedzenia. Dozorca, który przyniósł wodę i chleb, łaskawie uśmiechnął się do mnie. Dozorcy po więzieniach lubią więźniów, którzy umieją milczeć, gdy rzecz ich dotyczy.
Zjadłem kawałek chleba i przestałem jeść mimo głodu, gdyż coś uwięzło mi w zębach. Położyłem się na brzuchu i spojrzałem przez szparę w drzwiach, skąd światło wąskim paseczkiem sączyło się do karceru. Wtem drzwi moje otworzyły się. „Wychodź!“ — padł rozkaz. Po chwili byłem znów na śledztwie.
— Dzieńdobry panu, — zawołał ironicznie pan inspektor. — Jak się tam spało?