Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/157

Ta strona została przepisana.

Piekarnia stała się teraz dla mnie nie do zniesienia. Nawet pomocnik werkmistrza, który także wziął ode mnie forsę, najbardziej mnie prześladował. Zrozumiałem, że chce mnie się pozbyć. Pracować dalej w takiej atmosferze było rzeczą niemożliwą. Starszy piekarz, który dowiedział się, że świsnąłem mu bochenek z forsą, szukał mnie teraz na każdym kroku. Tadek, podejrzewając mnie, że forsę schowałem dla siebie, rozgłaszał między „swoimi“, że jestem kapusiem itd. Doszło nawet do tego, że starszy piekarz raz, udając niezadowolonego z mojej pracy, głośno zawołał na mnie: „Kapuś“. Tego było już za wiele. Skoczyłem do niego i tak go zbiłem, że w nagrodę otrzymałem siedem dni karceru i zostałem wydalony z pracy. Osiągnęli więc to, czego pragnęli.
Nastało teraz dla mnie życie nie do zniesienia. Głód wziął mnie w swoją opiekę. Prosto z karceru zabrano mnie na oddział szósty. Byłem tak wyczerpany po siedmiodniowej pokucie, że ledwo dźwigałem po schodach do góry swe manatki, składające się z siennika, zawierającego trochę starej słomy, podartego koca, ręcznika, miseczki i kubka do kawy.
Przez siedem dni karceru otrzymałem czternaście półfuntowych porcyj chleba; dwie porcje dziennie, rano i wieczorem. W odę dawano mi bez ograniczenia. Nic więc dziwnego, że po takiej kuracji, gdy przyszedłem do celi ogólnej, rozglądałem się po niej, czy nie znajdę znajomego, któryby poczęstował mnie kawałkiem chleba. Niestety, cela była zamieszkana przeważnie przez więźniów koszykarzy. Proletarjat więzienny składał się wówczas we wszystkich więzieniach właśnie z koszykarzy, gdyż robota ta nie dawała więźniowi żadnych korzyści. W całej celi, gdzie mieszkało 24 więźniów, na lekarstwo nie można było znaleźć ani okruszyny chleba. Bochenek kilowy chleba krajano wówczas na 18 porcyj dziennych dla 18 więźniów. Głód panował w celach nie do zniesienia. Mocno w duchu żałowałem bogatej celi piekarskiej i te wspomnienia powiększały mi jeszcze uczucie głodu.
Wieczorem, gdy reszta więźniów przyszła z pracy, poczęli przyglądać mi się ciekawie. Spacerowałem sobie po celi tam i zpowrotem. Zauważyłem, że obserwują mnie nie bardzo przychylnie. Większość moich współlokatorów stanowili