Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/160

Ta strona została przepisana.

czerpany, że gdy dozorca przyszedł mnie uwolnić, niechętnie podniosłem się z tapczana; wszystko już było mi obojętne.
Gdy dziś piszę te słowa, i przypominam sobie te straszne męki, jakie wówczas przeżyłem, odczuwam ucisk w żebrach i skurcz żołądka. Przychodzą mi na myśl święte słowa chińskiego poety Li-tai-po:

Szczęśliwy się skarży, że dzień mu za krótki,
Smutnemu — godzina wydaje się wiekiem;
Kto jednak nie zaznał, co radości, smutki,
O czas nie pyta, jest zwykłym człowiekiem.

O, niechaj w przeszłość myśl twoja nie goni!
Przeszłość obudzi smutek w sercu twojem.
Przyszłość?... Człowiecze, nie myśl także o niej,
Bo duszę twoją skazi niepokojem!

Ja ci dam radę, biedny przyjacielu,
Byś kres miał wszystkich złudzeń i omamień:
Przez dzień jak worek tkwij w swoim fotelu,
W nocy — leż w łóżku bez ruchu jak kamień.

Gdy jesz, — gębę otwórz, a gdy sen cię zmroczy,
To zamknij gębę, ale także oczy!...


XXVIII.

Przeżyłem moje dwadzieścia jeden dni karceru, ale odtąd nigdy zupełnie nie powróciłem do siebie. Aż po dzień dzisiejszy jestem jakby innym człowiekiem. Dozorców więzieńnych znienawidziłem z całej duszy. Czy nie mają innych sposobów ukarania więźnia prócz bicia go? Fizycznie także osłabłem. Posadzono mnie teraz na oddziele trzecim w celi Nr. 40. Więźniowie, pracujący tu nad kartoflami, przynosili mi ukradkiem pieczone kartofle, jak mówili, by mnie odreperować.
W celi narożnej mieściło się trzydziestu jeden więźniów, między którymi miałem kilku znajomych. Na kartofle pchano największych cwaniaków. Była to najgorsza praca wię-