swego chlebodawcy. Nie jest on wcale przestępcą, — był tylko naiwny, nie znał życia. Gdyby go zrozumiano i dobrocią wprowadzono na dobrą drogę, nie zawstydzając go karą, wówczas pozbyłby się swojej lekkomyślności i wyrósłby na porządnego człowieka.
Ale ludzie i otoczenie inaczej zapatrują się na takie rzeczy. Gdy schwycą takiego chłopca na gorącym uczynku, biją go, zawstydzają i oddają w ręce policji. Sędzia przeważnie jest automatem, który sądzi nie podług sumienia, tylko podług martwych suchych słów kodeksu karnego. Wsadzając takiego chłopca do więzienia, robi się z niego przestępcę. Tam właśnie dopełnia on swe wykształcenie, nabierając kwalifikacyj w tym kierunku. Rzadko taki chłopiec nie wraca do więzienia. Jak już wyżej powiedziałem, więzienie dla przestępcy, to wódka dla pijaka, bez tego już żyć nie może.
Dlaczego tak twierdzę, — powiem wyraźniej.
Niema większego wstydu w świecie przestępczym, jak siedzieć w więzieniu za mały grzech, albo za jakąś bezwartościową kradzież. Nygus, jołd, frajer, wytiszer, jak więźniowie nazywają każdego człowieka nienależącego do świata przestępczego, musi wiele wycierpieć od swoich kolegów fachowców. Kpią z niego, biją go i poniżają wołając urągliwie:
— Jołd! Za złapanie brudnej koszuli jakiejś starej babie, poszedłeś do więzienia!
Jołd naturalnie wstydzi się i zaklina w duchu, ze od dziś, gdy go zwolnią, weźmie się za coś lepszego. Wielu przybywających do więzienia nie chce, aby ich tu wyśmiano, kiamią więc, opowiadając o różnych kradzieżach i zasłyszanych zbrodniach, jako o własnych uczynkach. Gdy taki wychodzi z więzienia, jest tak zepsuty i podrażniony przez więźniów, że puszcza się na wszystko, staje się naprawdę wytrawnym przestępcą. Więzienie jest szkolą, która wychowuje i udoskonala przestępców, zachęcając ich do coraz większych zbrodni. Wywiera zupełnie odwrotny wpływ, niż społeczeństwo i sprawiedliwość sobie to wyobraża.
Nawet ci, którzy chcieliby po opuszczeniu więzienia iść dobrą drogą i wrócić do społeczeństwa, — jak już zaznaczyłem w poprzednich rozdziałach, nie mogą tego uczynić w żaden sposób. Ludzie nie chcą dać takim pracy, gardzą nimi.
Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/175
Ta strona została przepisana.