Gdy skończył, upadł głową na słomianą poduszkę. W celi panowała przykra cisza. Nikt nie śmiał pierwszy się odezwać. Zapewne niejednemu przypomniał się dom rodzinny i najbliżsi. Po chwili ja pierwszy zawołałem:
— No, chłopcy, widzicie, ktoby się spodziewał, że szczur potrafi takie uczuciowe wiersze układać!
— On stale te wiersze klepie, — odparł jeden z więźniów. — Musi jeszcze ułożyć coś o szczurach, będzie ładniejszy niż do żony. Szczurem jest doskonałym, — żartował.
Ten szczur był skazany za wymordowanie całej rodziny z zemsty. Stale ukradkiem układał wiersze do żony, która pogardziła nim i nie przyszła ani razu go odwiedzić. Szczur żony nigdy już nie zobaczył, bowiem zmarł na gruźlicę wkrótce po opisanym wypadku.
Długo jednakże starszym celi i tu nie byłem. Potrzeba było więźniów małowyrokowych do pracy na papierni. Mając już tylko kilkadziesiąt miesięcy do odbycia, zostałem również zabrany do papierni. Przeznaczono mnie do pracy w rezerwie. Rezerwa na papierni składała się z 15 najsilniejszych więźniów. Mieli oni za zadanie wyładowywać i naładowywać platformy z papierem, opróżniać wagony z węglem i surowemi materjalami do wyrobu papieru. Kolej dochodziła do papierni, która mieściła się w samym Mokotowie, przegrodzona tylko murem od głównego więzienia. Pracowało tam na trzy zmiany około 300 więźniów; każda zmiana pracowała po osiem godzin. Najgorsza była praca na szmaciarni: tu trzeba było przebierać brudne gałgany, sortując każdy gatunek osobno. Następnie darto je na drobne strzępy i niesiono do gotowania. Kurz w szmaciarni był taki, że jeden drugiego nie widział. Więźniowie obwiązywali sobie nosy i usta gałganami, aby kurz nie przedostawał się do płuc, mało to jednak pomagało. To też często, po kilku miesiącach pracy tam, więźniowie dostawali suchot i umierali. Każdy początkujący, przeznaczony na papiernię, musiał najpierw przejść przez szmaciarnię; stąd dopiero brano do lepszej pracy, jak do sali maszyn, sortowania gotowych wyro-