Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/201

Ta strona została przepisana.
MODLITWA WIĘŹNIA

Boże! Kiedy będę wolny?
Jak ten ptak polny
Pokaż Ty Swą moc,
Błagam w dzień i w noc!

Mury mi zdrowie zabrały,
Wzamian suchoty dały.
Siedzenie mnie już nudzi...
Chcę do świata i ludzi!

Boże! Czekam od Ciebie śmierci lub wolności,
Już zadość się stało sprawiedliwości,
Dłużej cierpieć nie jestem już w stanie...
Niech się skończy to wolne konanie!


Czternaście dni karceru skończyło się. Przesadzono mnie zpowrotem do celi kartoflarzy. Fed... ucieszył się z mojego przybycia do celi. Zaraz na wstępie dał mi kilka porcyj chleba, abym się odreperował. Więźniowie obiecali mi, ze mnie znów ogłoszą starszym celi. Tak też się stało. Po kilku dniach zostałem znowu uhonorowany tytułem starszego celi.
Życie znowu powoli się wlokło. Starałem się utrzymać najlepszy porządek w celi. Władza, która nienawidziła mnie, także była zadowolona z wzorowego porządku, jaki u mnie panował. Dostałem raz nawet pochwałę od prokuratora, który zwiedzał cele. Pamiętam, że ów pan prokurator na każdą prośbę lub zażalenie dawał wykrętne i dowcipne odpowiedzi. Jeden z więźniów na jego pytanie, czy dobrze tu karmią, odpowiedział:
— Panie prokuratorze, źle nas karmią. Ja mam 15 lat wyroku, jak mnie będą tak karmić, to nie wytrzymam.
— Co wy sobie myślicie, — odparł prokurator. — Dali wam 15 lat poto, żebyście wyszli na wolność? Duży wyrok daje się dlatego, żeby więcej na wolność nie wypuścić. Wytrzyma który, to jego szczęście. M y wcale nie wymagamy od was, żebyście wytrzymali te 15 lat, które wam dano. Możecie zostać nam winni parę lat... Nic nie szkodzi. Żołnierze nie mają lepszego jedzenia od was.