Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/202

Ta strona została przepisana.

Więźniowie widząc, jak odpowiada, o nic go więcej nie prosili i nie skarżyli się.

XXXV.

Minęła już dawno wiosna, przyszedł lipiec. Pewnego dnia przed samą kolacją wpuszczono do naszej celi świeżego więźnia, lat czterdziestu kilku. O d pierwszego spojrzenia poznałem, że to nie jest człowiek z naszej branży. Więźniowie w celi, jak zwykle gdy zobaczą nowicjusza, otoczyli go kołem, pytając skąd przybył i t. d. Gdy zaś usłyszeli, że przy# bywa prosto z wolności, padły ciekawe pytania.
Przybysz prosił, aby mu najpierw wskazano, gdzie ma położyć swój tłumoczek. Jeden z więźniów zawołał:
— Tam przy piecu siedzi starszy celi. Do niego się zwróć. Usłyszawszy to, zbliżyłem się i rzekłem:
— Tymczasem niech pan tu położy rzeczy. Później się zobaczy. Próżnych łóżek i tak niema.
W więzieniu starszy celi najpierw bada z kim ma do czynienia, a potem wyznacza miejsce według swego uznania. Naturalnie najgorsze miejsce musi być dla frajera.
Po chwili zawołano przybysza na korytarz. W celi zapanowało zdumienie, gdy wrócił z wielką wałówką, na której widok wszyscy poczęli ślinkę łykać. Rozłożył na stole różne najdroższe przysmaki, mięso różnych gatunków, czekoladę, a wszystko w obfitych ilościach. Zdziwiło to nas tem więcej, że nie był to dzień podaniowy. Jeden do drugiego mówił zachwycony:
— To musi być ważna gruba ryba. Patrz, jaką wałówkę przytachał. Dla burżuja zawsze przyjmują podania.
— Kolacja, kolacja, — zawołałem głośno. — Stawać w kolejkę!
— Panie dozorco, melduję, w celi czterdziestej więźniów 32. Do kolacji wszyscy obecni.
Więźniowie, wziąwszy kolację, stawali w szeregu, poczem dozorca liczył ich. Rzucił mi znaczące spojrzenie, wskazując oczami na przybysza. Zrozumiałem, że mówił mi oczyma: „Masz tłustego gościa, możesz się odreperować“.