— No, no, tak nie mów, mój przyjacielu. Jak będziesz z nami trzymał sztamę, to się „wyszemrasz“ i będziesz „blatniakiem“.
— Doprawdy jakoś dziwnie u was tu mówią. Chętnie chciałbym się nauczyć waszego języka. Tym czasem zapraszam was wszystkich do stołu.
— Nie tak, frajerze, trzeba prosić. Musisz tak powiedzieć: Panowie złodzieje, mam zaszczyt zaprosić was na picie herbaty razem ze mną frajerem.
— No, pan żartuje.
— Ja wcale nie żartuję. Jak tak nie powiesz, nie będziesz należał do naszej ferajny.
Frajer żartobliwie powtórzył jego słowa.
— O, tak to rozumiem. Później dam ci lekcję naszego języka, nie będziesz już frajerem.
— Dobrze, dobrze, — zawołał mój drugi kolega. — Przestań już, Mieczek, żartować. Lepiej weźmy się do wcinania.
Po chwili nasza szanowna czwórka zasiadła do stołu; wałówa jego nikła w oczach. Frajer, chcąc udawać hojnego, zachęcał do jedzenia.
— Opowiedzno, brachu, — zawołał Mieczek, — za co cię też tu wtrynili. Wyglądasz na przyzwoitego buca.
— Nie rozumiem, proszę pana.
— U nas tu panów niema, — obraził się Mieczek.
— Powiedz: „brachu“ i nic więcej. Pijemy razem herbatę, więc jesteś już nasz. Muszę ci koniecznie dać lekcję naszego języka. Jak widzę, my się tak nie porozumiemy.
— Właśnie, właśnie, proszę pana.
— Co do cholery, znowuż pan?
— Ależ przepraszam pana, zapomniałem.
To frajer, nie może się odzwyczaić od tego pana, no! Tu u nas, po raz drugi ci mówię, panów niema. Wszyscy równi, rozumiesz?
— Rozumiem, proszę pa... O, przepraszam pana, znów się złapałem.
Daj mu już spokój, zawołałem, śmiejąc się razem z innymi z tej lekcji. — Niech lepiej opowie nam za co tu wpadł.
— Owszem, jak panowie pozwolą, to opowiem.
Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/204
Ta strona została przepisana.