— Opowiadaj już, frajerze, — zawołał Mieczek, — ale bez tego proszę pana, proszę pana! U mnie służył taki pan, to mi skarpetki zjadł i uciekł.
— Ja sam, proszę panów...
— Nie mogę słuchać, — zawołał, zrywając się ze swego miejsca Mieczek. — Niech wam opowie, ja pójdę zagrać w karty. Jak on skończy, wezmę go do swojej szkoły. Muszę z tego frajera człowieka zrobić. Zaręczam wam, że jutro już nie będzie mówił proszę pana, proszę pana...
— Idź już do djabła, — zawołał kolega, — nie przeszkadzaj nam twojemi żartami.
— Ja wcale nie żartuję, muszę tego frajera wyćwiczyć, — odparł Mieczek, oddalając się i przygwizdując sobie melodję piosenki:
„Ach, dróżkarzu, psia cię mać,
Z moją małą wolno jadź,
Moja mała chora jest,
Bo wzięła sześćset sześć...“
— Świrek odknajał się już, może pan opowiadać, — zawołał kolega.
— Pierwszy raz w życiu, panowie, widzę takiego warjata, — zawołał frajer, na co wybuchnęliśmy śmiechem.
— Coś ty na mnie, frajerze, powiedział, że jestem warjatem? Wypluń prędko te słowa, — zawołał Mieczek, zbliżając się zpowrotem do stołu i chwytając frajera za gardło.
— Daj mu spokój, Mieczek, nie przeszkadzaj, — prosiłem go.
— Więc dobra, tym razem daruję ci. Jak jeszcze raz powiesz, że jestem półwarjatem, to ci dyntojrę wytoczę.
— Przepraszam, pan jest całym warjatem, a nie półwarjatem, — odparł frajer, nabierając odwagi.
— Tak, to co innego. Dawaj buzię, frajerze.
Objął go wpół i począł całować, a ten z obawy czynił to samo.
— No, teraz możesz opowiadać. Daj grabę. Jesteś moim najlepszym przyjacielem. Słuchajno koleżko, czy wałówy zawsze będziesz dostawał takie duże?
— Zawsze, proszę pana.