Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/206

Ta strona została przepisana.

— Jeśli tak, możesz już do mnie i „panie“ mówić. Niech i ja choć raz w życiu spróbuję być panem.
— Nie przeszkadzaj, — zawołał już zły mój kolega. — Przyczepiłeś się jak mendoweszka i breszesz sam już nie wiesz co.
Z tego wszystkiego napewnoby doszło do bójki, gdyby nie ja. Wstałem i odprowadziłem Mieczka, prosząc go, by przestał.
— Ja sam, proszę panów, jestem rzeźnikiem, — rozpoczął przybysz poważnie swoje opowiadanie. — Mam trzy sklepy w Warszawie. Codziennie sprowadzam kilka wagonów bydła na ubój z Węgier. Pracuje u mnie kilkudziesięciu ludzi. Ktoś oskarżył mnie, że jestem paskarzem i wpływam na to, aby ceny mięsa zdrożały. Rząd, prowadząc Walkę z lichwą i paskarstwem, aresztował mnie i wytoczono mi sprawę. Na sądzie ogłoszono mi wyrok: trzy miljony marek zapłacić do skarbu, albo sześć miesięcy odsiedzieć z wami, panowie. Prosto z sądu sprowadzono mnie tutaj. Prosiłem, że wpłacę pieniądze do jutra, aby mnie zwolniono. Jednakże nie chcieli słuchać, mówiąc, że gdy zapłacę, to mnie zwolnią.
— Ja z wami tu długo nie będę, panowie. Dziś, jutro żona moja wpłaci pieniądze, a mnie zwolnią. Szkoda mi tylko brody i włosów, które mi ścięli. Wstyd mi będzie pokazać się przed kupcami. Taką ładną brodę jak ja miałem, taką ładną brodę... — biadał.
— Pan bez brody nie wygląda wcale na Żyda, — rzucił mu komplement mój kolega. — Na co panu broda potrzebna? Jak panu głowa została, to i broda odrośnie. Trzeba było powiedzieć starszemu, że dziś, jutro was zwolnią, możeby wam brody nie ścięto.
— Prosiłem, prosiłem, proszę pana. Błagałem starszego, żeby się wstrzymał choć dwa dni. Słuchać nawet nie chciał. Obiecałem mu dziesięć kilo mięsa i ćwiartkę cielęciny dla więźniów, aby mi tylko brody nie tknął, a on, gdy to usłyszał, kazał mi ją natychmiast ściąć. Mówił coś o jakimś karcerze, że tam jeszcze pójdę. Co to jest ten karcer, panowie? Wszyscy roześmiali się, a jeden odparł:
— Karcer to jest takie miejsce gdzie much niema. Gdy kom u jest gorąco, to go tam wtryniają, żeby ochłonął.