Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/21

Ta strona została skorygowana.

Za murem więziennym zawsze pełno było matek, sióstr, żon i kochanek. Moja Elcia przychodziła także. Przynosiła mi dwa razy dziennie kosze ze smakołykami; za każdym razem pocieszała mnie, że lada chwila mnie zwolnią.

II.

Taka półwolnościowa sytuacja w więzieniu trwała do dnia dwudziestego listopada. Przypominam to sobie, jakby to było dzisiaj. Rano, gdy dozorca otworzył drzwi na śniadanie, kalefaktor podał mi porcję chleba. Ręka moja zawahała się i zawisła w powietrzu; pomyślałem, że kalefaktor chyba się pomylił. Spojrzałem do kosza... O zgrozo! Wszystkie porcje były mniejsze. Więc to takie buty, — pomyślałem. Przyjąłem chleb i kubek kawy; kawa ta znowu przypomniała mi Róla. Odstawiłem śniadanie i wskoczyłem na okno. Więźniowie wołali jeden na drugiego:
— Janek, dużą pajdę dostałeś?
— Pół funta, może i to nie, — odpowiedział płaczliwym głosem zagadnięty.
— I ja tak samo, — wołał tamten głos z żalem.
— Patrz, psia ich mać, — krzyczał chrapliwy głos.
— Dają nam znów kawkę na śniadanie.
— A ty coś myślał, — naigrawał się inny. — Będą cię stałe karmili kaszą z kartoflami na śniadanie? Za bardzobyś się wypasł. Kto chce wcinać kaszę z kartoflami, niech kiwa w domu, a nie przychodzi do „Czerwoniaka“.
— A nie mówiłem wam tego, pętaki, — wołał ten sam, który od początku wróżył, że nic dobrego nie będzie. — Zobaczycie, frajerzy, że „Argus“ was bujał. Jeszcze tu będzie taka bryndza, że z mortusu kitować nie będzie czem. Niejeden kopytka tu wyciągnie. Ja wam mówię, że „Argus“ ma „cykorję“, dlatego tak nas głaskał i obiecywał. Ja jestem „Czerniak“ i w mordę bity, mówię wam, trzeba bajzel zrobić, póki jeszcze czas.
— Zamknij jadaczkę i nie trajluj, głupi cyganie. Co ty myślisz, że w lesie jesteś? Siedź tam, kiedy ci dobrze. Poczekaj. Jak pan naczelnik gadał, tak będzie.