Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/22

Ta strona została skorygowana.

Jednakże byli i tacy, którzy popierali cygana. Żołnierz stojący na warcie po raz pierwszy rozkazał nam zejść z okien. Zakazał również rozmów. Więźniowie jednak, rozbałamuceni przez te kilka dni, nie słuchali go, myśląc, że z własnej gorliwości wydaje te rozkazy. Dopiero widząc, że podnosi karabin i celuje do okien, powoli poczęli złazić i wyglądać smutno zza krat.
Jednakże i tego zabroniono. Po chwili rozległy się uderzenia kolb w drzwi:
— Złazić z okien! Złazić z okien, — mówię do was, czy nie?
Więźniowie na ten okrzyk poczęli pukać w ściany, jakby pytali jeden drugiego — co to jest, co to ma znaczyć?
Wtem rozległo się na korytarzu trzaskanie drzwiami: to wołano, po raz pierwszy od jedenastego listopada, na spacer. Dotychczas bowiem, spodziewając się wolności, więźniowie o spacer się nie upominali.
Przez okno słyszałem, jak dozorca wydawał rozkazy:
— Dziesięć kroków jeden od drugiego i nie rozmawiać, Komu się nie podoba, marsz zpowrotem do celi.
Dozorcy, uzbrojeni w karabiny i rewolwery, stali we wszystkich rogach podwórka. Ta nagła zmiana zrobiła tak piorunujące wrażenie, że więźniowie nie odważyli się pary z ust puścić, aby zaprotestować. Stali się odrazu posłuszni, jak baranki. Jeden tylko cygan narobił takiego hałasu, że któryś z dozorców ręką zatkał mu gębę, bojąc się, by więźniowie po celach, nie widząc, co się dzieje, nie przyłączyli się do krzyku, przekonani, że kogoś tu biją.
Po chwili zawleczono go do środka i umieszczono tam, skąd krzyki już nie dochodzą...
Jeden tylko śmiałek odezwał się na ten krzyk. — Nie bij, — zawołał przez okno, i prędko się schował.
Więźniowie, widząc zachowanie dozorców, pozwieszali beznadziejnie głowy, i z założonemi wtył rękoma spacerowali aż do powrotu do cel.
Przez cały ten czas dozorcy chodzili po korytarzach, zaglądając przez judasza do środka cel. Gdy zajrzano do mnie, udałem, że myję miskę. Po chwili i mnie wypuszczono na spacer.