Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/224

Ta strona została przepisana.

scyplina jak nigdy. Więźniów z większemi wyrokami zabrano z ogólnych cel do pojedyńczych i zakuto w kajdany. Wieczniakom ostrzyżono zerem włosy z połowy czaszki. Było ich wówczas w Mokotowie przeszło stu; strasznie było patrzeć na tych napiętnowanych ludzi. Dozorcy mścili się na nas na każdym kroku. Jednem słowem, dla więźniów o dużych wyrokach nastąpiły czasy tak złe, że każdy wolałby śmierć, niż takie życie. Mnie cieszyła tylko nadzieja, że pozostało mi zaledwie kilka miesięcy do wolności; a jednak serce mnie bolało na widok ludzi zakutych w kajdany i golonych głów.
Liczyłem teraz każdą godzinę i minutę; ale dni, tygodnie i miesiące mijały powoli. Najgorsze są dla więźnia ostatnie miesiące. Cały długoletni wyrok jest niczem w porównaniu z ostatniemi tygodniami. Więzień nie może już ani stać, ani chodzić, ani siedzieć, dręczy go jakaś nieznana mu psychoza.
Wreszcie przyszedł tak upragniony dla mnie miesiąc sierpień. Myślałem, że zwarjuję, nie mogłem sobie miejsca znaleźć, czułem się niewypowiedzianie szczęśliwy. Schudłem i wynędzniałem tak, że na spacerze ledwie nogi wlokłem za sobą. Najwięcej gnębiła mnie myśl, co ze sobą pocznę. Dokąd skierować swoje kroki? Chodząc po celi, gdy koledzy wyszli do pracy, wykrzykiwałem sam do siebie i do nieznanych mi ludzi: dajcie mi pracę! Najcięższą pracę mi dajcie! Abym nie potrzebował kraść i spędzać reszty życia w żywym grobowcu... Pozwólcie mi oddychać powietrzem wolności, pozwólcie mi upajać się zapachem pól i lasów i patrzeć na słońce, którego przez tyle lat nie widziałem, nie zaznałem jego ciepła... Nie chcę gnić więcej i pleśnieć w wilgotnych murach więziennych. Ratujcie! Ratujcie!

XXXVIII

Niema nic wiecznego na świecie; i moja kara skończyła się. Nastąpił piękny słoneczny poranek 25 sierpnia. Nadszedł dzień wolności, dzień na który czekałem lata całe,