ulicę. Najpierw przesadzam głowę, później ręce, następnie resztę ciała. Ulica jest przepełniona tłumem odświętnie ubranych ludzi. Skoczna muzyka gra z całych sił, a tańczące pary kręcą się wokoło mnie, śmiejąc się i krzycząc w niezrozumiałym dla mnie języku. Stoję w więziennem ubraniu i drżę z zimna. Każdy, kogo chcę powitać, oddala się ze wstrętem ode mnie, uciekając jak od trędowatego. Biegam za nimi wołając, że jestem głodny, błagając o kawałek chleba. Ale nikt nade mną się nie lituje. Kilku ludzi z tłumu zbliża się do mnie, wymachuje mi przed nosem grubą kiełbasą i chlebem i naigrywa się ze mnie. Zmęczony i wyczerpany ledwie mogę dowlec się do bramy więziennej. Tam natychmiast przyjmują mnie zpowrotem.
Wstałem tego dnia bardziej przybity smutkiem, niż wtedy, kiedy zamknięto mnie w więzieniu. Towarzysze niedoli żegnali mnie życząc, abym nigdy więcej nie wrócił do tych murów i naturalnie, abym dobrze „zarabiał“.
Gdy wszyscy wyszli do pracy, biegałem po celi jak szalony, nie mogąc doczekać się, aby mnie już zabrano do przebrania. Wreszcie przed samym obiadem zawołano mnie do magazynu, gdzie otrzymałem worek z mojem ubraniem. — Wysypałem zawartość worka i zrobiło mi się ciemno w oczach. Ubranie było zupełnie białe, podziurawione i zjedzone przez mole. Gospodarz kopnął moją garderobę i zawołał:
— Marsz do gmachu, musicie poczekać, ja dla was z patronatu zapotrzebuję ubranie.
— Jakto, — próbowałem protestować, — ja miałem dobry granatowy garnitur, nie przyjmę patronackich łachów.
Gospodarz pchnął mnie w kierunku gmachu, mówiąc:
— Psia twoja mać, nie myśl, że już jesteś wolny. Zanim wyjdziesz za bramę, tak ci mordę zbiję, że mnie popamiętasz!
Próbowałem się teraz hardo postawić, jednakże po namyślę dałem spokój, wiedząc z doświadczenia, że póki jeszcze jestem tutaj, naprawdę mogą ze mną zrobić, co im się podoba.
Zostałem znów zaprowadzony do gmachu, a po drodze nie żałowałem pochlebnych uwag pod adresem administra-
Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/226
Ta strona została przepisana.