— Masz rację, chodź do stołu. Felcia, Felcia! — krzyknął na córkę, która momentalnie zjawiła się i poczęła szykować do stołu, patrząc zukosa na mnie.
Po chwili już siedzieliśmy przy stole. Rozkoszowałem się smaczną kolacją i alkoholem, słuchając przytem wiadomości o tem, co się działo w czasie mojej nieobecności w naszym świecie. Stary skarżył mi się, że nastały ciężkie czasy dla paserów i że złodzieje stali się kapusiami. Hinty — mówił — nagromadziło się tyle, że jest; ich więcej niż złodziei.
— Kto to słyszał za moich czasów, aby wspólnik wspólnika wydał, albo mu inną podłość zrobił? Gdzie jest nasza daw na solidarność? Gdzie jest dawna szczerość między nami? — biadał Aleksander tretij. — Dawniej złodziej za złodzieją był gotów ostatnią kroplę krwi oddać, a dziś...
Ja nic nie odpowiadałem, tylko zajadałem z apetytem i zukosa zerkałem na córkę, która stała w kącie.
— Czy ty pamiętasz Miszkę Fartowca? — rzucił nagle paser. — Czy ty wiesz, co ten drań zrobił?
— Nic nie wiem. Skądże mam wiedzieć?
— Ale znałeś go, — nalegał.
— Znać go znałem, ale nic o nim takiego nie słyszałem.
— Więc słuchaj, teraz ja ci opowiem wszystko; aż wstyd, że się takie podłe rzeczy dzieją między nami.
Miszka Fartowiec chodził przez długi czas razem z Joskiem Bękartem. Zarabiali nieźle. Najwięcej chodzili na „sobaczkę“. Dobrze im się powodziło, usypiali frajerów w międzynarodowych pociągach i grasowali z powodzeniem. Pewnego dnia wyjechali międzynarodowym pociągiem z dworca głównego do Paryża. Po drodze w Berlinie, Josek Bękart nagle zachorował i został w szpitalu na kuracji. Miszka miał jechać, z powrotem do Warszawy i przywieźć jego żonę, aby czuwała przy chorym. Przyjechał rzeczywiście do Warszawy, ale rozgłosił między nami, że Bękart zasypał się w Berlinie i siedzi w Moabicie. Namawiał żonę Bękarta, aby zebrała wszystkie pieniądze jakie posiada i biżuterję, on zaś zbierze swoje pieniądze i pojadą do Berlina, by wspólnemi silami wydobywać go z więzienia. Żona Bękarta nie podejrzewając niczego, ubrała się w najlepszą garderobę i karakułowe futro, bo jak Miszka Fartowiec mó-
Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/236
Ta strona została przepisana.