wił, trzeba przyzwoicie zaprezentować się w Polizeipräsidium w Berlinie, by męża wydobyć. W drodze uśpił ją, zabrał wszystkie pieniądze, biżuterję i futro, a nawet suknię, którą miała na sobie, zgwałcił uśpioną i tak zostawił. Przyjechała złamana, odstawiona do Warszawy przez policję. Wszyscy nasi przysięgli sobie, że muszą sprzątnąć Miszkę. Bękart po kilku dniach wyzdrowiał i nie wiedząc nic co się stało ze wspólnikiem, przyjechał do Warszawy; tu dopiero dowiedział się o wszystkiem. Zły na żonę, że się dała tak nabrać, zbił ją do utraty przytomności, a potem porzucił. Puścił się w świat na poszukiwanie Miszki. Nagolił go aż w Ameryce Południowej i strzelił mu w łeb. W rok dopiero po tem zdarzeniu odszukał żonę w Warszawie i zabrał ją do siebie.
No, widzisz, jakie podłe czasy teraz u nas. Kto dawniej z naszych zdolnyby był do takich podłości?
— Ale bo też dziś większość złodziejów — mówił dalej — stało się alfonsami i żyje z tego wstrętnego procederu; dawniejszy złodziej gardziłby tem całą duszą. Opowiem ci inną ładną historję. Znałeś przecież Aeroplana? Aeroplan zabrał koledze żonę i namawiał ją, żeby pojechała z nim do Argentyny na sztyft... Ubrał ją jak grafinię, wyłożył pieniądze na szyfkartę i wyjechali razem. Przyjechali szczęśliwie do Argentyny. I wiesz co ona zrobiła? Zaraz w porcie podała mu damskie majtki i powiedziała: „Masz majtki, włóż i możesz mnie zastąpić“. On chciał skoczyć do bicia, ale w tej chwili wpadło dwu agentów, których miała już w pogotowiu. Ci aresztowali go jako handlarza żywym towarem i odesłali zpowrotem pod strażą do Polski. Dostał tu trzy lata więzienia. To mi gierojska baba, — zakończył śmiejąc się.
— Dobrze zrobiła, — dodałem. — A mąż jej nic mu nie zrobił?
— Dotychczas nie, bo Aeroplan siedzi jeszcze w więzieniu. Ale czeka na niego, aż go zwolnią. Takich rzeczy się nie darowuje, kawałek ołowiu przeznaczony dla niego musi połknąć.
— Niech sobie głowy urywają, — powiedziałem, — nic mi do tego świata i nie chcę o nim wiedzieć. Czuję teraz wstręt do wszystkiego, co pachnie tym światem. Niech go
Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/237
Ta strona została przepisana.