pracy? Czem ty się wylegitymujesz przed pracodawcą? Czy ty masz jakiś inny dokument prócz karty zwolnienia? Ha, ha, idjoto jeden! Kto da ci pracę, gdy zobaczy twój czerwony dowód osobisty? Naw et gdy zechcesz przespać się gdzieś, a wylegitymujesz się tym dowodem, to cię stróż miotłą wygoni. Karta zwolnienia ważna jest tylko dla policji, że możesz się wałęsać wolny po ulicach, ale nigdy nie jest żadnym dowodem dla frajerów. Gdy ją zobaczą, to cię psami wyszczują. Powiedz teraz sam: przecież nawet gdybyś chciał zostać uczciwym, wszystkie uczciwe drzwi są przed tobą zamknięte.
Nie chciałem więcej słuchać jego morałów, choć w duchu przyznawałem mu rację. Po chwili stałem znowu w mojem wyszarzałem patronackiem ubraniu, od którego roznosił się w około zapach naftaliny.
— Uciekaj prędko, — wołał szyderczo mój wspólnik. — Całe mieszkanie będę musiał ze trzy dni wietrzyć po tobie, frajerze. Śmierdzisz naftaliną i zgnilizną, aż w nosie kręci. Wynoś się stąd prędzej, bo każę stróża zawołać!
Chciałem wprawdzie rzucić się na niego za taką obelgę, ale żona przestraszona poczęła mnie uspokajać, że jest pijany i dlatego tak mówi. Prosiła, żebym został.
Nie słuchałem jej i wybiegłem po schodach na ulicę, odprowadzany szyderczym śmiechem kolegi.
Szedłem ulicą nie widząc nic przed sobą. Kilku przechodniów, których potrąciłem, wołało coś za mną. Jeden nawet pchnął mnie tak, że upadłem na ścianę. Obejrzałem się tylko i szedłem dalej. W głowie szumiało mi jak w ulu. Pewno za dużo wódki wypiłem. Jednakże byłem na tyle trzeźwy, że słowa kolegi wciąż brzęczały mi w uszach.
Bez celu błąkałem się po ulicach i uliczkach. Przeliczyłem po raz setny swoje kapitały, ale nic nie przybyło. Pięćdziesiąt tysięcy marek — to był mój cały majątek. Dla lepszej orjentacji czytelnika, jaką wartość miała wspomniana suma w końcu sierpnia 1923 roku, przytoczę, że przejazd tramwajem kosztował 10.000 marek. Za mój kapitał więc mogłem pięć razy przejechać się tramwajem, a potem skoczyć do Wisły. Albo też kupić sobie dwa funty chleba i śledzia, a za resztę używany sznurek, by się powiesić.
Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/242
Ta strona została przepisana.