Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/244

Ta strona została przepisana.

W komisarjacie bez słowa podałem kartę zwolnienia. Starszy przodownik spojrzał na mnie ze współczuciem i rzekł:
— Muszę was zatrzymać. Nie wolno się tak wałęsać po głównych ulicach. Stawialiście też opór władzy, to niedobrze. Wczoraj was wypuszczono z klatki, a już zaczynacie.
— Proszę bardzo. Spać mi się chce okropnie. Chętnie u was zanocuję.
Starszy przodownik roześmiał się na tę odpowiedź i rzekł:
— Ale u nas przyjacielu to nie Mokotów. Pluskwy i pchły ci spać nie dadzą.
— To nic, mam twardą skórę. Zresztą i po więzieniach tych gości nie brak. Wolę już nocować w areszcie niż na ulicy.
— Zabrać go, — zawołał starszy przodownik. — Niech się prześpi.
Po chwili znalazłem się w ciemnym pokoju. Poomacku natrafiłem na nary zbite z desek. Głośne chrapanie rozlegało się po celi. Więc ktoś tu śpi? — pomyślałem. Począłem obmacywać nary, czy nie znajdę jakiegoś siennika lub koca; wtem ręka moja natrafiła na damski bucik. Serce poczęło mi bić. Oto mi okazja, — pomyślałem i powoli poomacku doszedłem do przekonania, że tu śpi kobieta. Zapach wódki bił od niej jak z gorzelni. Nie namyślając się długo, przytuliłem się do niej, po tylu latach postu...
Nie zdążyłem się nacieszyć takiem niespodziewanem szczęściem, które mnie tu spotkało, gdy nagle usłyszałem zgrzyt odmykanych drzwi celi.
— Ty, ty, wyłaźno stąd, psiakrew! Za dobrzeby ci się tu powodziło! Cholera, zapomniałem, że tu pijana baba leży! A może już zdążyłeś poromansować, co?
— A jak zdążyłem, to co? — odparłem, zły, że przerwano mi taką idyllę, jaka się zdarza raz na sto lat. — Pan chce się tu pewnie dostać do tej pijanej baby, a ja panu przeszkadzam?
— Stul gębę, psiakrew, i marsz!
Zostałem po ciemku wepchnięty do innej celi.
Co było robić? Z ciężkiem sercem upadłem na gołe nary, z myślą, by jak najprędzej zasnąć. Zasnąć jednak nie mo-