nie sobie. Miałem teraz żal do ojca, matki, chederu, jeszybotu, Soni, policji, sędziów, prokuratorów, do wszystkich w ogóle ludzi, z którymi miałem styczność w mojem nędznem życiu. Na samym ostatku złość moja zwróciła się przeciwko fryzjerce, która mnie wydała. Postanowiłem nawet odnaleźć ją i zemścić się. Nigdy nie szukałem okazji, a nawet nie myślałem o tem, by kogoś zabijać. Ale teraz ogarnęła mnie chęć dokonania morderstwa na tej zdrajczyni. Zapałałem taką chęcią zemsty, że ta myśl jak żądło utkwiła w mojej głowie. Ręce już były gotowe do czynu, ale dusza wzdrygnęła się na myśl o tem.
Skierowałem teraz swoje kroki do znanego mi pasera na Rybakach. Był to ten sam paser, o którym wspominałem w pierwszym tomie: on to posłał mnie, bym poszedł obrabować drugiego pasera, konkurenta. Zapukałem do drzwi obdrapanego domu i po chwili padło zaspane pytanie kobiety: „Kto tam?“
Gdy zawołałem kim jestem, kobieta krzyknęła zdziwiona:
— Kto? To być nie może! — I z temi słowami otworzyła okno.
Patrzała na mnie chwilę, poczem zaprosiła mnie do pokoju, gdzie też zapaliła światło.
Opowiadała mi, że mówiono, że już dawno umarłem w więzieniu mokotowskiem. Elcia podobno kilkakrotnie dopytywała się o mnie. Opowiedziała mi też o stosunkach w mojej rodzinie i o tem, że mąż jej wyjechał na czas dłuższy z domu. Wreszcie zrobiła mi wygodne posłanie w łóżku męża, naprzeciw swego łóżka i kokietowała mnie nie gorzej, jak sześć lat temu...
Rano, bardzo rada z mojego przybycia, dała znać znajomym, a gdy prosiłem, że nie chcę nikogo z dawnych czasów widzieć, rzekła zdziwiona:
— Co się z tobą stało? Widzę, że w Mokotowie umieją przerabiać łudzi. Nie poznaję cię zupełnie. Kraść, mówisz, że już nie chcesz. Do kobiet też jak widzę straciłeś trochę apetyt. Fe, aż mi wstyd, co z Nachalnika zrobili. Ubrany jesteś jak zbankrutowany dorożkarz. Gdzie twój dawny gust? Najlepsze garnitury nosiłeś, a teraz wyglądasz jak żebrak. Popraw się, Nachalniku, — groziła mi kokieteryjnie
Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/257
Ta strona została przepisana.