palcem. — Dam ci garnitur męża i masz zaraz go włożyć, jak nie, to nie chcę cię widzieć w moim domu. Nie można się tak opuszczać, — zakończyła; a gdy widziała, że nic nie odpowiadam, zawołała kapryśnie:
— Ja tak chcę! — tupnęła przytem nóżką, biorąc mnie za ramię i popychając w stronę sypialnego pokoju, bym się przebrał.
Była to kobieta niebrzydka, w niebezpiecznym balzakowskim wieku. Od pierwszej chwili poznałem, że jest bardzo rada z nieobecności męża; znając moje dawne zamiłowanie do kobiet, teraz przy okazji chciała skorzystać. Ciągle mnie wypytywała, jak mogłem obejść się tyle lat bez kobiet. Co robiłem, by zaspokoić potrzeby seksualne w więzieniu? Czy też po zwolnieniu zakosztowałem już kobiety? Gdy zaś starałem się naszą rozmowę skierować na inne tory, nerwom wo szarpała swój szlafrok i znów wracała do poprzedniego tematu.
Przypominając sobie, jakie nieszczęścia tutejsze miłostki sprowadziły na mnie, postanowiłem w duchu tym razem oprzeć się z całych sił tej kobiecie, która naprawdę była jeszcze warta grzechu. Pożegnałem się z gościnną paserką, która teraz patrzała na mnie nienawistnie i piechotą udałem się do domu.
Człowiek, który po długich latach wałęsania się po świecie powracał do domu rodzinnego, łatwo mnie zrozumie, gdy powiem, że wydawało mi się, iż te 20 kilometrów od Łomży do domu nigdy się nie skończą. Szedłem nocą, przypominając sobie spotykane po drodze kamienie, drzewa, góry, lasy, wsie. Zdawało mi się, jakbym wczoraj odszedł z tych stron; a zarazem miałem wrażenie, że jestem tu zupełnie obcy, że idę do obcych mi ludzi, którzy mnie nigdy nie rozumieli i nie zrozumieją. Myśl, jak mnie przyjmie brat i małe siostrzyczki, które z całej duszy pragnąłem zobaczyć, nie pozwalała mi myśleć o niczem innem. Droga dłużyła się strasznie. Począłem liczyć słupy telegraficzne, by nie