mu coś do ucha. Stróż sprawiedliwości uśmiechnął się do niej porozumiewawczo i pozwolił wszystkim zostać.
Elcia usiadła obok mnie. Bladą miała twarz, a swoje czarne oczy utkwiła we mnie. Odrazu poczułem wyrzuty sumienia tak silne, jak jeszcze nigdy w życiu. Bolało mnie to bardzo, że ta piękna, młoda i dobra dziewczyna cierpi tak bardzo przeze mnie. Potem jednak zrobiło mi się przyjemnie, że siedzę tak blisko obok kochającej mnie dziewczyny. Patrzyła na mnie tak, że o mało oczy jej nie wyskoczyły. Zapach jej włosów upajał mnie. Ciepło jej ciała parzyło, jak rozżarzony węgiel. Ile razy zbliżała ku mnie głowę i wydatne piersi, zmysły moje szalały. Nie mogąc zapanować nad sobą, choć ramieniem nieznacznie dotknąłem jej piersi.
O, jaki to sprawia ból, — siedzieć z zakutemi rękoma i nogami przy kochającej kobiecie, która gotowa jest w każdej chwili oddać się ukochanemu nawet na oczach policjantów i innych gnębicieli!
Opowiadała mi o sobie. Pocieszała mnie, że jeszcze dziś będę wolny. Gdy mówiła o mojej wolności, oczy jej błyszczały radośnie. Byłem przerażony, gdyż wiedziałem, jakie ją czeka rozczarowanie. Gnębiła mnie strasznie świadomość, że skarzą mnie na długie lata więzienia. A ona biedna nie domyślą się nawet tego! Byłem zmieszany; jak tu dobrać słowa pociechy dla niej!? W padło mi do głowy kilka ładnych zwrotów, któremi mogłem powoli oswoić ją z tą myślą, że mogę być skazany. Opowiadałem jej, że ma nastąpić wielka amnestja dla przestępców, że nawet naczelnik mówił, że już została ogłoszona.
— Nie, nie, ty dziś musisz być wolny, wiem przecież, że ty jesteś niewinny.
Mówiąc to tuliła się do mnie i łkała nagłos, tak że niektórym z policjantów łzy stanęły w oczach.
Żal ścisnął mi serce. Dlaczego złamałem jej życie? — wyrzucałem sobie w duchu. Uważałem moją sytuację za beznadziejną i wiedziałem, że nic dla niej nie mogę zrobić; i to właśnie doprowadzało mnie do ostatnich granic rozpaczy.
Teraz też miałem sposobność mówić po raz pierwszy z rzekomym moim wspólnikiem Kamerem. Zapytałem go, czego chce i dlaczego na mnie „kapuje“.
Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/26
Ta strona została skorygowana.