kającym głosem, że przeze mnie umarła matka, której nie znała wcale, że ja ojca wpędziłem do grobu...
Starsza siostra przerażona tym nagłym wybuchem młodszej, starała się ją uspokoić. Ja zaś klęknąłem przy jej łóżku i całując ją i łkając, błagałem, by się uspokoiła. Brat, jego żona i stryj także płakali. Wreszcie uspokoiła się trochę, zarzuciła mi prędko rączki na szyję i tuląc się do mnie wołała błagającym dziecinnym głosem:
— Icie, bracie kochany, nie będziesz więcej złodziejem? Powiedz, powiedz, — błagała ze łzami w oczach.
Ból skręcał mi wnętrzności. Okrzyk bólu obudził we mnie oddawna uśpioną miłość braterską. Objąłem ją pieszczotliwie i błagałem o przebaczenie. Przysięgałem, że już więcej nie będę złodziejem, a ona uradowana tuliła się do mnie mówiąc:
— Braciszku kochany, nie mam przecież matki ani ojca. Ty teraz mi ich zastąpisz, przecież ty jesteś najstarszy.
Rozmawiała ze mną jeszcze długo, jak dorosły człowiek.
Zrozumiałem ją dobrze. Jak każda sierota była umysłowo rozwinięta ponad swój wiek. Cierpienie i samotność, jakie każda sierota przeżywa, rozwinęły ją umysłowo bardziej niż dziecko mające rodziców, którzy troszczą się o jego los.
Na dworze ustąpiła już noc i przez okna do pokoju zaglądał poranek. Siedziałem między siostrami na ich łóżku. Zdawało mi się, że jestem, jak kilkanaście lat temu, rozpieszczonym małym urwisem, a nawet, że lada chwila wejdzie do pokoju matka i ojciec. Fantazja pozwoliła mi zapomnieć o smutnej rzeczywistości, że matka i ojciec dawno już leżą pochowani w ziemi. Ja moralnie także już leżę w ziemi, a tu jestem jak zupełnie obcy człowiek...
Zauważyłem, że brat i siostra szepczą coś sobie w kącie; widocznie naradzają się, jak mają ze mną postąpić. Chcę spytać brata, gdzie jest moja część spadku po ojcu, ale czuję się tu obcy, a ci wszyscy, co mnie otaczają, są mi także zupełnie obcy. Brat zaprasza mnie do stołu takim głosem, jakim zaprasza się pielgrzyma do darowanego posiłku. Słowa jego są sztuczne, pozbawione cieplejszego uczucia. Siadam bez słowa ze spuszczoną głową. Obaj czujemy, że nie możemy sobie wzajemnie patrzeć w oczy. Obaj czujemy,
Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/261
Ta strona została przepisana.