Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/262

Ta strona została przepisana.

żeśmy się wzajemnie skrzywdzili. Niewiadomo, który z nas jest Kainem, a który Ablem. Ja zawiniłem, że przysporzyłem jemu i rodzinie wstydu mojem wykolejeniem się; on zaś czuł się wobec mnie winny, że wszystko, co zostało po ojcu, zagarnął dla siebie. Po dłuższej chwili milczenia, takiego milczenia, które nieraz więcej w strząsa człowiekiem, niż najgłośniejszy krzyk, brat mój pierwszy odezwał się:
— Czemu nie pijesz? Napewno jesteś głodny, zjedz co.
Wymówił to nie patrząc na mnie, a ja wyczułem, że obawia się burzy, wiszącej nad jego głową.
Chwila milczenia.
— Dziękuję. Nic nie będę pił ani jadł u ciebie, — odrzekłem.
— Dlaczego? — spojrzał pytająco na mnie.
— Dlatego, kochany braciszku, — wstałem ze swego miejsca, — — że boję się, żebyś mnie nie otruł. Zrozumiałeś teraz? — zawołałem szyderczo.
Żona brata wpadła z sypialnego pokoju przestraszona i stanęła w drzwiach. Obie siostry stanęły w przeciwległych drzwiach i niemniej przestraszone patrzyły na mnie i na brata. Spoglądałem na pokój, a złość wzrastała we mnie z każdą chwilą. Zerwałem się z miejsca jak szalony, chcąc uciec na ulicę, by nie dopuścić do jakiegoś szaleńczego czynu, do którego jakby mnie coś pchało silą. Byłem już przy drzwiach, gdy usłyszałem jak siostrzyczki zaszlochały nagłos. Stanąłem, nie wiedząc sam co począć. Siostry uwiesiły mi się na szyi i całując mnie błagały, abym się uspokoił.
— Bracie kochany, — mówiła ze łzami w oczach młodsza siostrzyczka, — uspokój się. Przyjechałeś do nas, żeby nam zrobić coś złego. Ja się ciebie boję, — powtarzała tuląc się do mnie.
Chciałem się uwolnić i wybiec na ulicę, lecz uległem prośbie i znów upadłem bezsilnie na krzesło. Łzy rzuciły mi się do oczu i nagłos zaszlochałem.
Po chwili jakbym się zawstydził swej słabości, starałem się znów przybrać zdecydowaną postawę i zawołałem:
— Braciszku! Nie myśl, że przyjechałem do ciebie, by ci być ciężarem. Chcę tylko, abyś mi dał zapomogę z mojej