go powodu więcej niż on. Ale on mnie napewno nie rozumiał. Żal mi było patrzeć na siostry, jak unikały teraz spacerów po miasteczku.
Pewnego dnia, w ostatnim dniu Kuczek, postanowiłem rozmówić się z bratem. Ten zmiarkował to widocznie, gdyż jeszcze bardziej starał się mnie unikać. W reszcie przy obiedzie, gdy zamierzał już odejść, zawołałem:
— No, tak długo być nie może. Po świętach rozliczymy się i pójdę stąd. Poco macie się czerwienić, że jestem waszym bratem? Daj mi, co mi się należy, i już mnie niema. Daję ci też słowo, że nigdy więcej w życiu do tego przeklętego miasteczka nie wrócę.
Brat nie słuchał mnie wcale, tylko zbierał się do wyjścia, a bratowa zbladła jak płótno i tuliła do siebie przestraszone siostry.
Zastąpiłem mu drogę.
— Czego chcesz ode mnie? — Chcę mojej części po ojcu, — krzyknąłem mu nad uchem.
— Po twoim ojcu nic nie zostało, — odpowiedział nie patrząc na mnie, a bratowa poczęła głośno płakać.
— Jakto nic nie zostało? — chwyciłem go za kołnierz i oczy nasze spotkały się.
— Puść mnie! Czego ode mnie chcesz? — wołał przestraszony, a wszyscy obecni uderzyli w płacz wołając o pomoc.
— Nie puszczę cię, póki mi nie powiesz, czy mi się należy coś po ojcu, czy nie.
Do mieszkania wpadł stryj i sąsiedzi, a za oknami już było pół miasteczka. Odważniejsi zaglądali nawet przez okno do mieszkania. Brat zwolniony z moich rąk przez przybyłych, siedział teraz blady na kanapie i wykrzykiwał:
— Co ty sobie myślisz, że ja się ciebie boję? Zawołam policję i każę cię zabrać. Idź, skąd przyszedłeś. Nic nie mam dla ciebie. Nie jesteś moim bratem. Znać cię nie chcę, złodzieju, bandyto. Wszystko, co zostało po ojcu, poszło na zapłacenie długów. Nic tu dla ciebie niema, wszystko jest moje i żony. Jeszcze siostry mam na swojej głowie.
A bratowa, siedząc teraz wygodnie na krześle, otoczona przez swych braci i ojca, krzyczała:
Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/268
Ta strona została przepisana.