Kamer tłumaczył, że go namawiali; nie chciał jednak powiedzieć kto. Pod wpływem gróźb moich i moich wspólników, którzy grozili mu, że go zabiją, obiecał, że mnie na rozprawie „odpucuje“.
Rozprawa. Sala sądowa zapełniona jest publicznością prowincjonalną, należącą do różnych warstw społecznych. Na ławie oskarżonych zasiadam ja, Kamer, Szofer i Antek. Po bokach zaś siedzą dwaj policjanci. Po chwili zjawiają się sędziowie, z prokuratorem na czele. Wszyscy zachowujemy się dość spokojnie, oczekując swego losu z rezygnacją. Ja zamiast patrzeć na sędziów, patrzyłem na Elcię, która umieściła się na najbliższej ławce. Policjant zwracał mi uwagę, bym patrzał na sędziów; jednakże to nic nie pomogło. Śledziłem każdy jej ruch. Obojętna była dla mnie reszta ludzi na sali sądowej.
Przewodniczący zwraca się do Kamera.
— Oskarżeni jesteście o napad z bronią w ręku. Przyznajecie się do winy?
Kamer zrobił niewinną minę i odparł:
— Ja, proszę wysokiego sądu, nigdy na napady nie chodziłem. Przypadkowo tam się znalazłem i zostałem aresztowany. Na policji bili mnie, więc się przyznałem.
Przewodniczący: — Hm, to doprawdy macie szczęście. Zawsze przypadkowo gdzieś włazicie, a później was oskarżają. Powiedzcie mi, czy siedzieliście już w więzieniu?
— Ja, ja, proszę wysokiego sądu, nie siedziałem w więzieniu jeszcze nigdy w życiu.
— A półtora roku w tysiąc dziewięćset drugim kto siedział?
Kamer przybladł trochę, nie spodziewał się bowiem, aby wiedzieli tu o jego przeszłości. Po kilku minutach wahania odparł:
— Ach, tak, przypominam sobie. Ale wtedy niewinnie siedziałem.
Przewodniczący: — Bardzo możliwe. Ale zdaje mi się, że jeszcze tam coś było. Proszę mi powiedzieć prawdę. Więcej razy w więzieniu nie siedzieliście?
— Co to, to już nie, proszę wysokiego sądu. Nigdy więcej nie byłem karany.
Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/27
Ta strona została skorygowana.