Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/278

Ta strona została przepisana.

— Dziś zresztą — zawołałem, — żaden podróżny nie wozi ze sobą większych sum. Najlepiej mieć w kieszeni książeczkę czekową na jakiś bank i sprawa załatwiona. Ja nigdy nie wożę większych pieniędzy.
— Czy można wiedzieć w jakiej branży pan pracuje? — zapytała kobieta.
— Owszem. Mamy kilka młynów, pracuję u ojca w biurze.
Kobieta była już zupełnie pod moim wpływem, a nawet zaproponowała, bym usiadł przy niej.
Przy sprawdzaniu biletów, konduktor zwrócił mi uwagę, że jestem w kobiecym przedziale i że miejsc w innych przedziałach nie brak. Ona jednak powiedziała: — Ten pan jest moim znajomym i jedzie ze mną razem. Proszę go pozostawić.
Konduktor zmierzył mnie podejrzliwie od stóp do głowy, poczem przeprosił i opuścił przedział.
Spostrzegłem, że moja nowa znajoma pieszczotliwie strzeże swej torebki, nie wypuszczając jej z rąk. Domyślałem się, że zapewne tam ma swą forsę i biżuterję. Głowa pracowała teraz z wielkiem natężeniem w jednym kierunku: w jaki sposób ją obrobić? Zdenerwowany tą natrętną i niebezpieczną myślą, starałem się usunąć trochę w cień, aby nie spostrzegła co się ze mną dzieje. Ona zauważyła to i tłumacząc sobie inaczej moje zdenerwowanie, zawołała śmiejąc się:
— Proszę się mnie nie obawiać i przysunąć się bliżej. Tak mi się oczy kleją, że chętnie przespałabym się trochę. Niech pan mi opowie coś zabawnego. Dlaczego pan nic nie mówi? — nalegała.
— Nie umiem opowiadać, proszę pani.
— Zapewne pan umie lepiej działać niż mówić. Wygląda pan na energicznego człowieka.
— O, tak. Tylko zależy... — odparłem dwuznacznie.
Spojrzała mi bystro w oczy, poczem odwróciła się.
Myśl, że należy wykorzystać sytuację wzięła teraz górę nad poprzednią myślą obrabowania tej kobiety. Zmysły okazały się silniejsze od poczucia praktyczności. Cywilnej odwagi w takich wypadkach nigdy mi nie brakło. Więc nie