Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/280

Ta strona została przepisana.
XLVIII.

Pociąg z każdą chwilą zbliżał się do Grodna. Gorączkowo rozmyślałem, co czynić teraz. Jechać na gapę do samej Warszawy? Ona zmiarkuje z kim miała do czynienia, gdy konduktor przyjdzie sprawdzić bilety, i nasza randka, co do której umówiliśmy się, nie dojdzie do skutku. Muszę tu zaznaczyć, że myśl o obrabowaniu jej znów zaczęła mnie dręczyć, nie dając mi myśleć o niczem innem. Żałowałem już w duchu, że nie wykorzystałem chwili, gdy torebka była w mojem posiadaniu. Wykupiłbym sobie bilet, dokądbym zechciał. Tem bardziej mnie to teraz bolało, gdyż dowiedziałem się, że zawierała ona znaczny majątek, składający się z brylantowej kolji, platynowego zegareczka z brylancikami, który na jej prośbę sam jej pomogłem zdjąć z ręki i który schowała do torebki, kilku pierścieni brylantowych, które drażniły mnie swoim blaskiem, jakby naigrywały się ze mnie, że byłem takim frajerem; było tam także dużo pieniędzy w obcej walucie.
W czasie tych rozmyślań pociąg nagłe zatrzymał się, i jakby zza grobu doleciał do mych uszu głos konduktora: Grodno! Grodno!
Wstydziłem się jej teraz powiedzieć, że wysiadam i pod pretekstem, że idę kupić papierosów, wyszedłem nie bez żalu na peron. Po kilku minutach pociąg ruszył w drogę, a ja patrząc jak się oddala, poczułem wielką ulgę. Teraz dopiero ciężar występku spadł mi z serca, nie miałem już możności niczego dokonać. Byłem nawet zadowolony mimo mego smutnego położenia, że potrafiłem się silną wolą na tyle opanować, by nie popełnić występku. Jednakże gdzieś tam w głębi duszy tkwiło powątpiewanie i brak wiary w tę silną wolę. Głos ten poprostu mówił do mnie: — Chciałeś dokonać przestępstwa, tylko za późno się zdecydowałeś; nie skrzywdziłeś tej kobiety, bo nie miałeś już możności.
Do rana przesiedziałem na dworcu, poczem udałem się do miasta. Po raz drugi miałem sposobność odreperować się na dworcu na skórze jednego z pasażerów, ale byłem daleki od chęci dokonania przestępstwa.