Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/289

Ta strona została przepisana.

za drzwiami, słyszałem głos bratowej i brata. Nie zatrzymałem się jednak, lecz tylnemi uliczkami zmierzałem prosto do szosy prowadzącej w kierunku Łomży.
Północ już dawno minęła. Pianie kogutów dobiegało do moich uszu i to dodawało mi odwagi w tym marszu śród ciemnej nocy. Szedłem smutny i zamyślony, sam nie wiedziałem dokąd idę. Rozmyślałem, ile to razy jeździłem i kroczyłem tą drogą szczęśliwy, stokrotnie szczęśliwszy niż teraz. Dziś idę tą drogą jako człowiek wzgardzony przez wszystkich, obdarty, bez widoków lepszego jutra. Pustki w duszy, pustki w kieszeni. Błąkam się, szukając oparcia w życiu, by zostać tem, co ludzie zwą człowiekiem uczciwym. Ja nie jestem uczciwy, dlatego też nic nie mam i nie mogę znaleźć na tym wolnym świecie ludzi, którzyby mnie przygarnęli do siebie. Dlaczego jestem taki nieszczęśliwy? — myślałem. Przecież całą duszą nie chcę iść tą drogą, na którą mnie życie zepchnęło. Patrzyłem na siebie samego jak na zbrodniarza. Lepszy Ja gardził teraz tym drugim Ja, który zawsze był we mnie, który teraz znów wypływał na wierzch. Wiedziałem, że prędzej czy później ów drugi Ja zwycięży pierwszego. Czy nie każdy człowiek jest materjałem na przestępcę i zależny jest tylko od warunków swego istnienia? Przypominam sobie niedawno przeczytany ustęp książki znanej powieściopisarki Zofji Nałkowskiej „Ściany świata“, która mówi:
„Odkąd zaczęłam bywać w więżeniu, odtąd i świat ludzi wolnych wydaje mi się już inny. Patrzę na nich pod kątem więzienia, w płaszczyźnie możliwego przestępstwa i tak często wydają mi się podobni do zbrodniarzy.
Niekiedy, widząc kogoś w rozpaczy, w smutku bez wyjścia — myślę o tem, co mu grozi. Bo wiem teraz tak dobrze, co będzie, jeśli tego nie wytrzyma, jeśli temu czemuś nieznanemu w sobie — ulegnie.
Ze strachem też patrzę na ubogich, na głodnych, na takich, co w złem, podarłem ubraniu chodzą w mróz po ulicy. Ci są tak blisko, ci są o jeden krok od tego, pochylają się już nad krawędzią. Ci, którym u drzwi kuchennych mówi się, że nic niema, że wszystkie stare ubrania są już rozdane. Co ich trzyma, co ich jeszcze ratuje? I czy może tak być długo?