Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/36

Ta strona została skorygowana.

— Słuchajcie, co wam powiem. My i tak już wszystko wiemy. Gdzie są ukryte skoki, o których mówił Antek, że w niedzielę wam poda? Jeśli nie powiecie, gdzie to jest schowane, to skonfiskuję paczki, które wam dziś podano.
Zmiarkowałem odrazu, co się tu dzieje. Podszedłem więc do butów, które tam leżały i biorąc jeden w rękę, rzekłem:
— To jest to, czego pan starszy szuka.
— Ty nie bądź taki mądry, — złościł się pan starszy. — To są buty, a nie „skoki“. Co ty myślisz, że ja jestem głupi i nie wiem, co to są „skoki? Napewno planujesz już ucieczkę. Powiedz lepiej, gdzie skoki są schowane.
— Ależ panie starszy, złodzieje nazywają buty skokami. A mój wspólnik obiecał mi w sądzie, że dziś poda mi skoki, aby mi było ciepło siedzieć w celi.
Pan starszy z niedowierzaniem zrobił wielkie oczy.
— Więc mówisz, mądralo, że buty to skoki. Zaraz się przekonam, czy mówisz prawdę. Jeśli nie, to ja cię nauczę, jak kpić z władzy.
Zaraz też zjawił się inspektor policyjny, którego więźniowie zdążyli już ochrzcić, nadając mu odpowiednie przezwisko. Przezwano go gwizdałą, bo stale chodził po korytarzach i celach, i gwizdał. Gwizdała wysłuchał, co tu zaszło, poczem gwizdnął, wołając dozorcę. Dozorca ten otrzymał rozkaz sprowadzić natychmiast kilku zawodowych złodziei.
Po chwili przyprowadzono siedmiu więźniów, których Gwizdała rozkazał po jednemu wprowadzać do siebie.
— Powiedz ty mi, jak dawno jesteś złodziejem, — zwrócił się Gwizdała do pierwszego więźnia.
— O, panie inspektorze, kradnę już od dziecka, bo moja matka i ojciec także kradli od dzieciństwa.
Więzień wypowiedział to dumnie, jakby szczycąc się tem, ale jednocześnie można było wyczuć żal, że tem jest.
Inspektor uśmiechnął się ironicznie i zagadnął:
— Jak jesteś starym złodziejem, to pewnie znasz żargon złodziejski, co?
— Pewnie, że znam.
— Powiedz ty mi, jak się nazywają buty po waszemu?
— O, panie inspektorze. Tego powiedzieć nie mogę. „Kapusiem“ nie chcę być.