dawano nam jeść, albo raczej pić. Spaceru pół gdziny dziennie, z rękoma — postaremu — założonemi wtył. Ulgę dano tylko tym, co chcieli wykonywać ćwiczenia wojskowe i gimnastyczne. Podobne ćwiczenia odbywały się codziennie w godzinach porannych. Instruktorami byli trzej podoficerowie z Galicji, skazani przez sąd wojskowy na kilkuletnie więzienie za udział w napadzie z bronią w ręku.
Ja chętnie brałem udział w podobnych ćwiczeniach. Wszystkim tym więźniom, którzy się ćwiczyli, pan naczelnik dodawał pół godziny spaceru. Nieraz pan naczelnik, jako człowiek wojskowy, lubił przyglądać się, a nawet sam niekiedy podawał komendę.
Naczelnik starał się uczynić co tylko było w jego — mocy dla ulżenia nam. Był to człowiek bardzo szlachetny i dobrego serca; rzadko kiedy naczelnik więzienia zalety te posiada. Dlatego też więźniowie nie mieli żalu, że swoich słów i obiecanek, jakie nam dawał, że wszystkich zwolni, nie dotrzymał. Każdy rozumiał, że gdyby to zależało od niego, dawnoby to uczynił.
Pomocnicy pana naczelnika także byli godni pochwały. Najlepszy z nich był pan inspektor Czekałło i pan Roczkowski. Byli to ludzie sprawiedliwi i wyrozumiali dla więźnia. Wiedzieli, kiedy więźnia ukarać, a kiedy pogłaskać.
Bywało nieraz wieczorem, przy rozdawaniu dodatkowych porcyj zupy za pracę, że pan Czekałło sam pilnował, by rozdawano rzetelnie. Trzeba tu zaznaczyć, że po więzieniach jedzenie rozdaje tak zwany korytarzowy. Korytarzowy ten ma zawsze swoje kombinacje ze znajomymi więźniami. O ile go więc nikt nie przypilnuje, najlepsze z kotła daje zawsze tym więźniom, którzy otrzymują dużą wałówkę z domu: wie on, że przy takim i on coś skorzysta.
Wówczas też pan naczelnik, przekonawszy się, że panowie korytarzowi za bardzo okradają najbiedniejszych, wydał rozporządzenie, by przymknąć korytarzowych, a do rozdawania jedzenia codziennie pokolei wypuszczać innych więźniów, aby to załatwili.
Po celach wywieszono też przepisy, aby więźniowie wiedzieli, jak się mają zachowywać i nie przekraczali praw, jakie tu panują. Za przekroczenie przepisów groziły srogie kary.
Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/38
Ta strona została skorygowana.