murowane, jak w banku. Widzisz, jaką dobrą amnestję nam dali. Kto się spodziewał, że my za dwa „miesiaki“ będziemy znów bujać po powietrzu i znowu kobietki będą w ruchu, jak to bywało za dobrych czasów? Pamiętasz?
— Doprawdy, jesteś trochę za mądry. Czyś ty sam wierzył w to, że będziemy wkrótce na wolności? Teraz, jak już dali amnestję, to się mądrzysz. Co do mnie, to przyznam się, że się tego nie spodziewałem. Żadne państw o takich gości, jak my, nie lubi. Poco im było złodziejów wypuszczać z więzienia, kiedy na wolności i tak ich jest do wielkiej cholery? A do szczęścia nas nie potrzebują, — zakończył szyderczo Maniek.
Ja, słuchając tego sporu, wtrąciłem się do rozmowy, bojąc się, aby w kłótni, jak to zwykle bywa, nie doszło do bójki.
— Słuchaj, Stasiu, ty nie przecz. Gdy Maniek chciał wyfrunąć, to wiedział, co robi. Ja sam dwu groszybym nie dał, że będzie amnestja. Więc nie przeszkadzaj. Niech Maniek opowie nam dalej, jak to było z ucieczką. No, opowiadaj dalej, — zwróciłem się do Mańka, — jak tyś to zrobił, że cię klawisz nie nagolił przy pracy?
Maniek nadsłuchiwał chwilę, czy „Święty“ nie wraca.
— To było tak. Zaraz przy kolacji, gdy wystawiałem swoje manatki na korytarz, a klawisz odszedł na stronę przymykać inne cele, Buls odpalił mi czuchy i sztamajzę i przymknął celę. Po chwili klawisz już tylko spróbował zamek i poszedł sobie do djabła. Nie namyślając się długo zalepiłem bibułą wizyterkę, ażeby klawisz, kiedy będzie po nocy zaglądał do celi, nie mógł nic zobaczyć. Liczyłem się z tem, że w „kime“ ma służbę Sztubec... A jak ci wiadomo, on trochę niedowidzi; pomyśli więc, że wizyterka nie jest czysta i przez to tak źle zerkać do środka. Tak też i było.
Śmiać mi się chciało, jak Ślepy zerkał przez judasza, a kiedy nic nie mógł skapować, począł chusteczką do nosa wycierać wizyterkę.
„Lipowa!“ dłuższą chwilę, a potem zapukał do drzwi.
— Ty, podnieśno się i wyczyść wizyterkę, bo nic tam nie widzę.
Ja udawałem, że chrapię i nic nie słyszę. Stal jeszcze chwilę, potem zgasił światło i rzucił kilka wyzwisk na moją gło-
Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/49
Ta strona została przepisana.