wę. Mówił, że mnie jutro nauczy, jak wizyterkę czyścić, poczem oddalił się. Teraz byłem już pewny, że pies tak prędko nie przyjdzie wąchać do mojej celi. Nie namyślając się długo, wziąłem się do pracy. Po półgodzinnem grzebaniu w murze usłyszałem kroki zbliżające się do mojej celi. Włosy dęba stanęły mi na głowie. Myślałem: co też to będzie, jeśli Ślepy „tropnął się“, że u mnie coś nie w porządku i przyszedł drugi raz sprawdzić co jest? Rzuciłem się na łóżko i nasłuchiwałem. Jednakże nie zatrzymał się przy moich drzwiach. Czekałem chwilę, aż kroki oddaliły się i zabrałem się nanowo do dzieła. Loch był gotowy. Ubrałem się prędko w czuchy, które Buls mi odpalił. Nachy sięgały mi do kolan, a marynarkę ledwie na siebie wbiłem. Na nogach miałem owinięte galgany, bo tu zima, trzeci stycznia. Mróz wielki. Dopraw dy nie wiem, czybym nie zmarzł po drodze do Ostrołęki, dokąd chciałem się udać do pasera. U niego dostałbym dobre czuchy i trochę floty na drogę.
Rozerżnąłem koc i siennik i skręciłem z tego linkę. Przymocowałem ją do krat i ledwie wytryniłem się przez dziurę, trzymając się liny i zjechałem nadół. Jednak lina z czwartego piętra była za krótka, więc zmuszony byłem brykać nadół. Nie patrząc na to, że dobrze się potłukłem, prędko zebrałem się i sunąłem przy ścianach do samej kuźni. Rozglądałem się tu na wszystkie strony; ale wozu, który stał tu dla reperacji, nie było. Co miałem teraz począć? Skąd tu wziąć deskę lub kawał drąga, żeby można było oprzeć o mur i tak wleźć na parkan? Dyszel od wozu akuratby się do tego nadał. Ale skąd go tu wziąć? Stanąłem w kąciku, oparłem się o rynnę i przytuliłem się tak, żeby posterunek krążący przy kuźni mnie nie spostrzegł.
Zimno mi było nie do wytrzymania, śnieg walił na mnie całemi kupami. W takiej sytuacji długobym nie wytrzymał. Wreszcie zdecydowałem się. Na czworakach podlazłem do okna kotłowni. Tam, wciąż leżąc na śniegu, by mnie posterunek nie zauważył, zapukałem do okna. Wiesz przecie, że w kotłowni przy centralnem ogrzewaniu palił Jadek. Przecież to stary andrus; więc do kogo się miałem udać w takiej chwili, jak nie do niego? Za chwilę Jadek ukazał się, odemknął okno. Zapewne myślał, że to posterunkowy chce
Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/50
Ta strona została przepisana.