wody lub ognia do papierosa. Gdy zaś mnie ujrzał, cofnął się przerażony i wybełkotał: Czego tu chcesz, gadaj prędzej.
— Bracie, ratuj, zwiałem z celi. Nie mogę się teraz przedostać przez mur. Zlituj się, podaj mi kawał polana albo jakiej deski, bo wiesz co mnie grozi, gdy mnie nakryją.
Patrzał na mnie chwilę i odparł:
— Dobrze, dobrze, zaczekaj, zaraz ci podam.
Mówił to tak cicho, że byłem pewny, że słowa dotrzyma. Czekałem minutę i więcej, aż wreszcie doczekałem się. Zostałem w mgnieniu oka otoczony przez dozorców i za nogi wciągnięto mnie do centrali. Pierwszy uderzył mnie między oczy Święty. Inni też mnie nie całowali. Jednakże nikt się tak nademną nie znęcał, jak Święty. Krew waliła ze mnie tak, że „czuchy“ były na mnie mokre. Zakuto mi potem ręce i nogi w kajdany i tak wrzucono do ciemnicy.
— Mówię wam, chłopaki, — dodał po chwili milczenia, — jakby się zamyślił nad czemś, — nigdy o tem nie zapomnę. Na Świętym muszę się odegrać...
— Głupstwa pleciesz, — odparł Stasiek. — Na wolności o tem zapomnisz. Będziesz miał dosyć roboty ze sobą, a nie tam uganiać za Świętym. Jeszcze jak go spotkasz na ulicy, będziesz mu się kłania! zdaleka. Wszyscy w więzieniu się odgrażają; a na wolności wódkę fundują dozorcom. Znam ja dużo takich gości.
Maniek aż zaczerwienił się ze złości. Kto wie, czy nawet nie doszłoby do bójki, gdyby sprzeczki nie przerwało wołanie Świętego, który wzywał więźniów na obiad.
Gdy przyszedłem do celi, wszystko było porozrzucane. Rewizja była u mnie przeprowadzona tym razem bardzo dokładnie. Zrozumiałem, że Święty już zaczyna mi dokuczać za moją zuchwałość. Pracowałem ze trzy godziny, zanim doprowadziłem celę do przepisowego porządku.
Po obiedzie stanąłem przy drzwiach mojej celi, nadsłuchując, czy jeszcze nie wypuszczają więźniów do pracy. Stałem tak aż do kolacji. Ale mnie już więcej nie wypuszczono.
Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/51
Ta strona została przepisana.