Przez chwilę jednej patrzyłem w oczy. Była to kobieta lat dwudziestu trzech zgórą; jej strój aresztancki podnosił nawet jej urodę. Jak mi się zdawało, od pierwszego spojrzenia doskonale się porozumieliśmy; na dowód tego pierwsza nawiązała ze mną rozmowę.
— Co pan tu będzie, bułki sadzał do pieca?
— Tak, proszę pani. Mam tu wyszykować piekarnię dla więźniów i administracji, dostarczać świeżego chleba i bułek.
— Morowo, — zawołała wesoło. — Niech pan i dla mnie wsadzi do pieca coś dobrego. — Poczem wraz z koleżankami wybuchnęła śmiechem.
Dozorczyni, zwabiona śmiechem, przybiegła z kuchni i zawołała:
— Marsz do kuchni! Kobiety uciekły z jeszcze większym śmiechem.
Po chwili znów ukradkiem zajrzano do mnie. Udawałem, że nic nie widzę, ale jednak niepostrzeżenie dobrze je obserwowałem.
Przez cały dzień starałem się doprowadzić piekarnię do zupełnego porządku. Gdy wieczorem dozorca odprowadził mnie do celi, był ze mnie tak zadowolony, że nawet poczęstował mnie papierosem.
W celi, nie wiem sam dlaczego, rozweseliłem się. Nabrałem teraz pewności siebie. Wesołość moja wzrastała do tego stopnia, że śmiałem się sam do siebie i wykrzykiwałem zaciskając pięści.
— Muszę stąd bryknąć — myślałem, — ale przedtem muszę się zabawić z kobietkami. Z tą wysoką już, jak mi się zdaje, zwąchałem się. Ona mi i do ucieczki pomoże. Nareszcie mam okazję odzyskania wolności. Jeśli nie teraz, to już nigdy, — myślałem sobie. — Więc tę okazję wykorzystać muszę.
Biegałem po celi, nie czułem potrzeby odpoczynku. Odzyskałem znów sprężystość myślenia, po tak długim czasie zwierzęcego spokoju i beznadziejności. Uczucie wielkiego zadowolenia opanowało mnie do tego stopnia, że począłem nawet nucić sobie ulubioną piosenkę.
Była to stara rosyjska piosenka złodziejska, której początek brzmiał jak następuje:
Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/57
Ta strona została przepisana.