się wołanie starszego dozorcy, który stał pośrodku sali rozmów i podsłuchiwał rozmowy więźniów.
Elcia chciała coś jeszcze powiedzieć, jednakże nie zdążyła, gdyż kazano mi natychmiast odejść. Dorzuciłem tylko na pożegnanie:
— Pamiętaj, nie przynoś mi nic i nie przychodź do mnie, bo nie przyjmę. Jedź do domu. Pamiętaj i żegnaj...
Posłałem jej ręką ostatni pocałunek, łzy rzuciły mi się do oczu i wyniosłem się, słysząc jeszcze, jak rozpaczliwie wołała mnie po imieniu.
W ciągu następnych dni byłem bardzo smutny. Żal mi było, że już jej nigdy nie zobaczę, ale postanowiłem to uczynić dla jej dobra, choćby nadal przychodziła do mnie.
Teraz alfą i omegą mojego życia była ucieczka. Miałem już nawet potrzebne mi narzędzia i wytrychy. Ucieczkę mieliśmy zrobić zaraz nad ranem, gdy będzie silny deszcz i wiatr. Wtajemniczeni byli: jeden stolarz, znany mi złodziej, który także miał sześć lat więzienia, Szofer — mój wspólnik — i jeszcze jeden ślusarz, którego czekało kilka spraw i dożywotnie więzienie. Jeden tylko pomocnik mój nie wiedział nic o ucieczce. Tak mi się przynajmniej zdawało.
Elcia nie posłuchała mnie. Nietylko nie przestała przychodzić do mnie, ale nawet przynosiła mi jeszcze lepsze wałówki, niż przedtem. Zawołano mnie też pewnego razu na widzenie. Nie chciałem do niej wychodzić, jednakże gdy dozorca opowiedział mi, jak ona płacze z tego powodu, poszedłem.
Starałem się przywitać ją chłodno i obojętnie.
— Co? Znów przyszłaś? Kto cię o to prosił? Dlaczego nie jedziesz do dom u? Skąd ty bierzesz tyle pieniędzy na takie drogie wałówki dla mnie? — dodałem podejrzliwie.
Elcia zarumieniła się i nieśmiało odparła:
— Mam znów posadę. Zostałam służącą, aby tobie było lepiej i żebyś nie musiał głodować w więzieniu.
— Tyś została służącą? Może jeszcze służącą do wszyst-