Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/78

Ta strona została przepisana.

— Wiadomo, że z Adelą lepiej było, jak w karcu, — odparłem zuchwale.
— Milczeć! — ryknął inspektor. — Zgnoję was tutaj. Tak długo będziecie siedzieć w lochu, aż sami poprosicie, że chcecie mówić prawdę.
— Za długo musiałby pan czekać. Ja jestem niewinny, i choćby mi przyszło umrzeć w lochu, nie przyznam się do tego, czego nie popełniłem.
Wymówiłem to zdecydowanym tonem, tak że groźny sędzia zmiękł i zaczął z innej beczki.
— Słuchajcie, ja chcę i pragnę tylko waszego dobra. Poco i naco ciągle myśleć o ucieczce? Przecież w stosunku do innych nie macie wcale tak dużego wyroku. Dostaliście już amnestję na jedną trzecią, pozostało wam tylko niecałe cztery lata. Druga amnestja już się robi i mogą wam darować wszystko. M nie idzie tylko o tamtych wspólników ucieczki. Ja wiem i domyślam się, kto do tego należał, i takby się wam nie udało. Ja wam nic złego nie zrobię. Powiedzcie tylko, jakim sposobem ucieczka miała być dokonana. Mnie tylko to interesuje, — dodał z naciskiem.
Dowiedziałem się też w toku rozmowy, że Adela również została zamknięta do pojedynczej celi. Inspektor dał mi lekko do zrozumienia, że ona wszystko wydala. Zmiarkowałem odrazu jego taktykę. Mówił to umyślnie, by wzbudzić we mnie złość na Adelę, — wtedy zacznę na nią wszystko walić. Omylił się, nie trafił na takiego frajera, za jakiego — jak wywnioskowałem — mnie uważał.
— Panie inspektorze. Niech pan robi ze mną co pan chce. Może mnie pan nawet powiesić, ale niepowiem, bo nie wiem.
Zakończyłem napół głupkowato. Wtem wszedł urzędnik z administracji, który za Niemców był tu dozorcą, a teraz zaawansował na asystenta inspektora, i zawołał:
— Panie inspektorze, to stary lis! Znam go dobrze, — mówił, wskazując palcem na mnie. — Od niego pan się po dobremu niczego nie dowie. Niech pan go odda mnie. U mnie będzie śpiewał jak kanarek.
— Dziękuję panu za radę. Taki z pana majster? Proszę mi nie przeszkadzać. Ja sam wiem, co robię, — dorzucił z naciskiem.