Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/81

Ta strona została przepisana.

i dąży do jakiegoś celu. Podejrzliwość moja wzrosła do tego stopnia, że chciałem mu przerwać i powiedzieć otwarcie: poco pan sobie zadaje tyle trudu, nic z tego i tak nie będzie. On zaś, widząc moje wahanie, dodał:
— Widzę, że się omyliłem. Myślałem, że poznacie się na mnie i będziecie ze mną szczerzy. Dlatego też powiem wam: nie chcę już, byście mi opowiadali, kto miał z wami uciekać. Tem bardziej szanuję was, że nie jesteście zdrajcą. Bardzo mi się to podoba. Jako inspektor policji muszę korzystać ze zdrady, ale zdrajców nie lubię. Nic wam złego nie zrobię. Daję wam na to słowo honoru. Ukarać was, sami rozumiecie, że dla pozoru muszę. Ale dajcie mi tylko słowo honoru, złodziejskie słowo honoru, że więcej z tego więzienia nie będziecie planowali ucieczki. Ja wam dam tylko lekką karę i przez jakiś czas nie będę mógł was brać do pracy. Jeśli się będziecie przez ten czas dobrze zachowywać, znów wezmę was na piekarnię. Zrozumiano?
Teraz już nie śmiałem wątpić, aby słowo honoru inspektora nie było szczere; jednakże odparłem:
— Panie inspektorze! Pan jest szlachetnym człowiekiem, o czem przedtem nie wiedziałem. Niech pan inspektor zrobi ze mną, co chce, ale tego słowa honoru, którego pan ode mnie żąda, za żadne skarby dać nie mogę.
Inspektor zerwał się ze swego miejsca i patrzył na mnie zdziwiony.
— Ja z wami tak postępuję, dając wam słowo honoru, a wy mnie nie możecie dać? Omyliłem się co do was, myślałem, że jesteście mądrzejsi, niż się teraz okazuje.
— Panie inspektorze, wierzę panu i wcale nie podejrzewam, że mnie pan podchodzi, ale nie mogę dać panu słowa honoru, że nigdy nie pomyślę o ucieczce. Myśl i nadzieja ucieczki dodają mi sił, aby wytrwać w nędznem życiu więziennem. Gdyby nie to, dawno zakończyłbym samobójstwem. Tak jest, panie inspektorze, tego obiecać nie mogę.
Inspektor zaczął nerwowo spacerować po pokoju, poczem zatrzymał się naprzeciw mnie, i popatrzył na mnie uważnie. Zbliżył się do mnie, prawą ręką ujął mnie za ramię i wzruszonym głosem zawołał:
— Rozumiem, rozumiem, masz rację, nieszczęśliwy chłop-