— Tu na „rozbiwce“ taka „wacha“, ale w celach ogólnych z pewnością lepiej dają wcinać, — pocieszałem go.
W tem usłyszeliśmy kroki zbliżające się do naszych drzwi.
— Baczność!
Nie ruszyliśmy się z miejsca.
— Baczność! — ryknął nam nad uchem dozorca, który już stał przy nas.
Szofer odskoczył przerażony.
Dozorca zrozumiał widać, że trafił na nowicjuszów, którzy nie znają mokotowskiej komendy; ujął Szofera za ucho i postawił przy ścianie. Mnie także rozkazał tam stanąć. Potem począł nam tłumaczyć, jak się mamy zachowywać.
— Jak się nazywacie?
Podaliśmy imiona i nazwiska, które spisał na kartce.
— Wyroki jakie macie?
— Po sześć lat, panie dozorco.
— Wspólnicy jesteście, co?
— Tak jest, proszę pana.
— Dobrze, dobrze. Teraz będzie po waszej spółce. My was rozłączymy. A teraz słuchajcie co wam powiem. Tu jest Mokotów i Warszawa, więc u nas są inne porządki, jak tam u w as na prowincji. Pamiętajcie: zawsze, gdy zwierzchnik wchodzi do celi, — tu wskazał palcem na siebie — i krzyknie: baczność! musicie momentalnie stanąć przy oknie i zameldować się: Panie oddziałowy, ja więzień karny X...
skazany na sześć lat więzienia za kradzież. Zrozumiano?
— Tak jest, proszę pana, — odparł Szofer.
— Więc powtórz, — rozkazał dozorca.
Szofer powtórzył aż dwa razy, na co ja się uśmiechnąłem.
— Czego ty się tak śmiejesz, — zwrócił się dozorca do mnie. — Powtórz i ty, kiedyś taki mądry.
Chcąc nie chcąc i ja powtórzyłem.
— Trochę nie tak, — rzekł poważnie, — ale nauczysz się. Więc pamiętajcie: kiedy wejdzie do celi pan inspektor, albo sam pan naczelnik, trzeba ich tytułować. Pamiętajcie, bo w przeciwnym razie pójdziecie tam, gdzie much niema. — Pogroził przytem palcem.
Szofer przybladł trochę, a dozorca widząc to, stał się trochę łagodniejszy.
Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/90
Ta strona została przepisana.