kiedy mówił, że mamy tu siedzieć tak długo, aż się zbierze nas więcej. Spakowaliśmy szybko swoje manatki i wypuszczono nas na korytarz, odbierając przedtem powierzone nam witki.
Przez podwórze do magazynu Szofer szedł boso, trzymając w garści drewniane sandałki. Spodnie, które dostał od korytarzowego, sięgały mu zaledwie do kolan. Ponieważ był wysokiego wzrostu, bardzo komicznie wyglądał. Na szczęście gospodarz o groźnem spojrzeniu, — przezywano go Lucyperem, — nie zwrócił na to uwagi. Zapewne był przyzwyczajony do oglądania podobnych gentlemanów. Nie zapomniał też zrewidować nas po przebraniu w aresztanckie mundury. Tytoń i papierosy Szofera powędrowały na biurko Lucypera. Żal mi było patrzeć, jakiem żałosnem okiem spoglądał Szofer na utracony skarb, a zarazem śmiać się chciało, jak idjotycznym wzrokiem spoglądał jednocześnie na Lucypera.
Wykąpano nas, trzymając pod zimną wodą tak długo, że wystarczyło to na nabycie kataru. Wydano nam też koce i sienniki; nie obyło się tu bez szturchańca. Szofer nie chciał przyjąć podartego w orka zawierającego trochę startej już słomy, co w Mokotowie wówczas nazywano siennikiem. Tłumaczył gospodarzowi, że na takim sienniku spać nie może przez tyle lat; w odpowiedzi otrzymał szturchańca. Próbował się jeszcze stawiać, ale nie zdążył się zorjentować jak i kiedy znaleźliśmy się „po mokotowsku“ w przeznaczonej dla nas celi.
Po wejściu do celi, gdzie było pełno więźniów, ciekawie rozglądałem się po obecnych, czy też nie ujrzę tu jakiej znajomej twarzy. Cela była duża, przeznaczona także dla nowoprzybyłych. Niestety, nikogo nie znalazłem.
Rozmowa więźniów wydawała mi się dziwna. Jak się później dowiedziałem, była to cela przeznaczona głównie dla „pogromców“. Wówczas całemi partiami zganiano z Galicji do Mokotowa górali z wyrokami na piętnaście lat, lub na dożywotnie więzienie, za udział w pogromach Żydów.
Stanęliśmy przy drzwiach niezdecydowani. Oczy wszystkich zwrócone były w naszą stronę. Nie namyślając się długo, położyłem swoje manatki w kącie. Szofer uczynił to samo.
Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/95
Ta strona została przepisana.