Strona:Urke Nachalnik - Żywe grobowce.djvu/98

Ta strona została przepisana.

kościotrupa. — Trzeba zrobić rewizję. Torby przecież nikt nie zjadł, do djabła, a u kogo znajdziemy torbę, ten zjadł i chleb.
— Głupstwo, — odezwał się olbrzym, — chleb mógł zjeść, a torbę podrzucić drugiemu.
— Tyś sam napewno zjadł, — zawołał ten, który pożarł kiełbasę, — a torbę podrzuciłeś drugiemu i teraz radzisz, żeby jej szukać. Jesteś mądry lis.
— Ty tam nie gadaj. Oddaj lepiej kiełbasę, coś zjadł, — zawołał kościotrup chrapliwym głosem.
Powstał taki hałas, że zjawił się dozorca i nakazał spokój. Zapytał też, co się stało. Kilka głosów naraz odpowiedziało:
— To nic, panie dozorco, tylko tego — tu wskazali na Szofera, — zęby bolą i jęczy wołając o lekarza.
— Spać teraz! — krzyknął dozorca na Szofera. — Jutro zgłosicie się do lekarza, a teraz ma być spokój.
Gdy tylko dozorcą zamknął kraty prowadzące na nasz oddział, powstał hałas jeszcze większy niż przedtem. Wszyscy jak jeden, — tylko każdy w inny sposób, — doradzali, jak odnaleźć zgubę.
Kasiarz zerwał się z łóżka, stanął pośrodku celi i nakazał ciszę, gdyż chce coś powiedzieć.
— Chłopaki, jak każdy będzie się mądrzył, to nic z tego nie wyjdzie.Posłuchajcie mnie, ja wam raz dwa odnajdę tego, co po księżycu chodził.
Wszyscy zamilkli jak jeden, w celi coś groźnego zawisło w powietrzu. Obserwowałem wszystkich i zdawało mi się, że każdy był owym „szczurem“. Tylko co do jednego kasiarza byłem pewny, że nie należał do spółki.
— Więc słuchajcie. Wszyscy niech wstaną z łóżek i staną tu na stronie. Każdy wie o tem, że niemożliwe jest wtroić tyle „sumru“, żeby nie pozostało ani okruszyny. U kogo więc znajdziemy okruszyny, ten zjadł „sumer“.
— To cwana mózgownica! — zawołał jeden. — Ma rację, jazda! Stańcie tu na stronie. No, już was niema!
Każdy z niechęcią zwlókł się ze swego barłogu i stanął na wskazanem miejscu. Kasiarz i ten, co rzekomo pochwalił jego pomysł, zaprosili i mnie do tej honorowej czynności. I rewizja rozpoczęła się.