Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/118

Ta strona została przepisana.

— Oczywiście! Oczywiście! — odpowiedział nie słuchając, pomanipulował coś przy lampie, powiedział: dobranoc i, powtarzając zcicha swe wiersze, odszedł spać.
Tak mijały bez zmiany całe tygodnie. Pewnego dnia wręczył Giuseppe panu swemu list, a otwarłszy go, wyczytał Hans wiadomość, że pani Elżbieta nagle, zachorowała i zmarła. Przed śmiercią śniła jej się Madonna. Podała jej poduszkę z czarną obwódką i rzekła: — Na tej poduszce zaśniesz słodko!
List pisała Elena. Był on skreślony niezdarnie, koślawo, a zdania miały szyk niewłaściwy. Patrząc na podpis, ujrzał ją Hans wyraźnie przed sobą i szczerym wobec siebie będąc, przyznałby, że popełnił omyłkę wielką, chcąc się przed nią usunąć, gdyż od ostatniego widzenia zaczęła zajmować myśli jego w sposób zupełnie inny, niż przedtem. Przeobraziła się teraz w utwór wyobraźni, którego nie mógł dostosować przez porównanie do rzeczywistości. Nie wyobrażał jej sobie nigdy tak, jak ją widywał u „warsztatu“, lub pod wiszącą lampą w chwili gdy krajała chleb szafranowy. Nie widział już teraz brudnego kołnierzyka, ni plam na palcach. Widział ją w stroju azjatyckim, na dywanie, ze starożytnym instrumentem na kolanach. Badając teraz oczyma wyobraźni jej twarz, odnajdywał rysy inne zgoła. Spostrzegał też, że właściwie nie była sobą, lecz inną, dawno zmarłą, której obraz przechował mu się w zapiskach pamięci.
— Nie istniejesz już! — myślał. — Ale po chwili spostrzegam, że to jednak ty jesteś! Instrument na twych kolanach przemienia się zwolna w tekturowe pudełko z bezwonnemi kwiatami sztucznemi, strój wschodni ciemnieje i przybiera wygląd zużytej sukni,