widzisz, patrzę jasno na całą, przykrą sprawę. Ileż kochanek naraz musi posiadać taki Hans Alienus?
Jął obliczać na palcach:
— Dwie... trzy... cztery...
— Nie pytam, ile miał, ale ile ma jednocześnie?
— Tak, tak... czekajże, zaraz obliczę. Dwie...
trzy... cztery...
— Żartuj do woli. Widzę dobrze, że ta wesołość nie płynie z serca.
Przeszła się po pokoju i wróciła.
— Przeczuwałam, że jest źle, ale nie sądziłam, że aż tak źle i teraz żałuję niemal poruszania tego tematu. Lepiej, doprawdy, wrócić do programu obchodu. Teraz rozumiem lepiej twą skłonność do samotności. Przyślij mi szkice i opis, a ułożę cały korowód kostjumowy. Potrzebuję jakiegoś zajęcia i czuję brak ruchu. Ale słuchajże, cóż ma przedstawiać nasz pochód.
— Wkroczenie do Rzymu ducha epoki.
— Czy mają to być zwyczajne figury karnawałowe, poliszynele, arlekiny i tym podobne...?
— Niemiecki uczony, to oczywiście poliszynel. Nie potrzeba mu innego kostjumu nad codzienne ubranie. Czy znasz jego kolegów?
— Może wystarczy jeden poliszynel?
— Naturalnie. Zaraz wrócę do domu i zabiorę się do programu oraz rysunków. Gdybyś chciała ze mną pomówić kiedy, to nie szukaj mnie tu. Chociaż zdrowo mi było wśród tych ścian, wniosłem, jak wiesz, o dymisję.
Szli przez salę, rozmawiając, a Hans odprowadził ją do drzwi.
Strona:Verner von Heidenstam-Hans Alienus.djvu/126
Ta strona została przepisana.